"Zamknij oczy, ale nie
umieraj. Masz prawo do płaczu, a potem wstań i walcz o następny dzień.
"
- Nie uwierzysz. -
Nie mogła powstrzymać śmiechu. - Właśnie o mało nie rozjechałam twojego
męża.
- Hahaha. Bardzo
zabawne. - Zignorowała starszą siostrę. - A teraz wybacz, śpieszę się do
szkoły. - Rzuciła mijając ją w drzwiach.
- Ach czyli nie
chcesz wiedzieć co u Twojego blondyna? Spoko. - Wzruszyła ramionami.
- Mówisz poważnie? -
Zatrzymała się, przyglądając się Victorii.
- Tak.
- Oszalałaś?!
Poważnie spotkałaś Reusa?! Nic mu nie jest ?! - Panikowała.
- Haha spokojnie,
jest cały i zdrowy.
- Nie to niemożliwe.
Ja całe dnie spędzam na mieście, że może go spotkam, a ty ot tak o mało go nie
potrąciłaś ?!
- Mhm, właśnie tak. -
Uśmiechnęła się widząc gestykulującą Megan.
- Zabije cie ! -
Wysyczała.
- Zabijesz ją
później, a teraz marsz do szkoły. - Wtrąciła się matka dziewcząt.
- Ale... Okey. -
Odparła zrezygnowana i wyszła.
- O co ta cała afera?
- Kobieta zwróciła się do najstarszej córki.
- Wiesz, złości się,
że to nie jej, a mi dane było spotkać jej idola. - Zaśmiała się i ruszyła za
matką do kuchni.
Dziewczyna
spodziewała się takiej reakcji siostry, nie ukrywa, że ją to rozbawiło. Nie zna
tego piłkarza, ale dzisiejsza sytuacja poprawiła jej humor i cieszy się, że w
pewnym sensie dogryzła Megan, która za każdym razem uprzykrzała jej życie.
To pokazywało jak
bardzo życie jest niesprawiedliwe. Megan marzy o spotkaniu blondyna, chociaż
zobaczeniu go z daleka. Natomiast Victoria nie widzi w tym nic niezwykłego, a
to jej trafiło się spotkanie z nim. Może nie było to nic szczególnego, ale
zdaje sobie sprawę z tego, że jej siostra zabiłaby chociaż za chwilę przy boku
Reusa. Mimo, że pomiędzy siostrami nie zawsze było kolorowo to
dziewiętnastolatka życzyła siostrze, by spełniła swoje marzenia. Bo w końcu
każdy na tu zasługuje...nieprawdaż? Właśnie to od dawna trapiło Victorię. Czy
kiedyś będzie szczęśliwa? Zapomni o problemach i zacznie spełniać marzenia,
walczyć o swoje? Musi być silna i sobie poradzi. Właśnie teraz zamierza zrobić
krok ku temu. Pragnie dowiedzieć się prawdy o wypadku ojca i Jamesa. Dopiero
wtedy będzie mogła zacząć żyć własnym życiem, nie przejmując się problemami.
Zacznie od rozmowy z matką na temat wczorajszego telefonu. Nie wiedzieć czemu
prześladuje ją wrażenie, że to może mieć związek z wydarzeniem sprzed roku.
- Mamo. - Zaczęła. -
Chciałam porozmawiać, bo dzwonił ktoś.. jakiś mężczyzna do mnie, znaczy do
ciebie ale na mój numer. Gdy dowiedział się, że to nie ty, a ja to jakoś
dziwnie się zaśmiał. Nie wiem czy to ma
jakieś znaczenie czy nie... - Przerwała, bo matka dziwnie na nią spoglądała. -
Nieważne. Kazał przekazać, że masz czas do końca tygodnia. - Dokończyła na
jednym wdechu i spojrzała na matkę, która znacznie się zdenerwowała. - W
porządku ?
- Tak. - Odwróciła
głowę tak by córka nie widziała jej twarzy. - Mówił coś jeszcze? - Wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Nie. Powiedział, że
był znajomym taty i coś o interesach, nic więcej, ale widzę, że wiesz o kogo i
o co chodzi. - Przez chwilę obserwowała matkę, lecz widząc ból w jej oczach,
ponownie się odezwała. - Mamo, o co chodzi?
- O nic.
- Przecież widzę, o
jaki czas mu chodziło? Powiedz mi, jestem dorosła i chce ci pomóc.
- Muszę mu oddać
pieniądze.
- Pieniądze?
- Dług. Ojciec się
zadłużył, teraz musimy to spłacić. - Wyszeptała przez łzy. Victoria nie
dowierzała. Jej ojciec i długi ?
- Ile?
- Nieważne, jakoś
zdobędę te pieniądze. Teraz najważniejsze jesteście wy. Pilnuj sióstr i więcej
nie odbieraj telefonów od tego człowieka. - Podeszła do córki i ucałowała ją w czoło.
- To jakiś żart? -
Wypaliła ocierając łzy.
- Niestety nie.
- Boże, poradzimy
sobie. Tylko powiedz mi ile jesteśmy mu winne?
- Dziesięć tysięcy,
ale ja dam radę. Naprawdę.
- Jakoś załatwię te
pieniądze. - Wyszła do przedpokoju i zaczęła zakładać buty.
- Dokąd idziesz?!
- Spokojnie, idę
odebrać Nicole od koleżanki, później zastanowię się jak zdobyć tą kasę.
Poszukam pracy. Damy radę, obiecuję. - Objęła matkę i wyszła.
Całą drogę
zastanawiała się nad wszystkim czego się właśnie dowiedziała. Jak to możliwe,
że jej ojciec miał długi, które teraz jej matka musi spłacać, a co gorsza nie
ma z czego. Kobieta pracuje całymi dniami, ale to nie wystarcza. Victorię dręczyło, że to może zaczęło się już
dawno temu i właśnie niespłacone długi są przyczyną tego, że nie ma teraz przy
niej jej chłopaka i ojca. Bała się, że teraz jej siostrom, mamie i jej samej
może coś grozić. Jeszcze nie wie jak, ale zdobędzie potrzebną sumę
pieniędzy. Jej celem jest wyjście z
tego. Zapewnienie rodzinie spokojnego, szczęśliwego życia.
*
Usłyszał dźwięk
przekręcanego klucza w zamku, podniósł się z kanapy i stanął przed wchodzącym
właśnie blondynem.
- Mario ?! - Zdziwił
się na widok przyjaciela. - Co ty tu robisz?
- Mieszkam? Też miło
cię widzieć. - Objął go.- Ale przecież byłeś w Monachium.
- Owszem, ale
przyjechałem do kumpla w potrzebie. Myślałem jednak, że będziesz bardziej
przybity po tym jak Caroline cie rzuciła.
- Bo byłem, ale w
drodze do twojego mieszkania o mal nie zabiła mnie śliczna blondynka no i chyba
się zakochałem. - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy.
- Zaśmiał się. - Zostaw walizkę i chodź na miasto, musisz mi wszystko
opowiedzieć. - Objął Marco ramieniem i wyszli kierując się do centrum.
- Jasne. Dobrze, że
przyjechałeś.
----------------------------------------------------------------------------
Takie coś mi wyszło. Napisałam i jest wcześniej, jak mi się uda to i w weekend możecie spodziewać się kolejnego rozdziału :)
Jutro zakończenie roku. Uff w końcu ;3
Pozdrawiam :*