sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział VII.





        Nazajutrz, Vicktoria zmuszona była powiedzieć o połączeniu swojej matce,która wpadła w szał.Chwilę później się uspokoiła,ponieważ miała dla córki dobrą wieść. A mianowicie fakt,że zebrała już całą pulę pieniędzy.
        -Będzie dobrze,zobaczysz.-pocieszała ją.-Oddamy pieniądze i wyjdziemy na prostą.
        -Mam nadzieję...-wzięła łyk lodowatej wody.-Idę się położyć.-oznajmiła i poszła do swojego pokoju.
Rzuciła się na wielkie, miękkie łóżko,które kupił jej świętej pamięci ojciec. Wtuliła się w świeżo pachnącą poduszkę i przymknęła oczy. Przez głowę zaczęły przelatywać jej tysiące myśli,których nie umiała zrozumieć. Dlaczego to jej rodzinę spotyka taki horror?-myślała.
Zaczęła tęsknić za dotykiem swojego chłopaka. Za jego czułymi słówkami i zabawnymi tekstami... w jej oczach zaczęły zbierać się łzy i chwilę później wybuchła żałosnym płaczem.
Szloch było słychać w pokoju dziennym,w którym obecnie przebywała matka dziewczyny. Może by zareagowała, gdyby miała siłę. Jej samej chciało się płakać,lecz musiała być silna...
        W pewnym momencie Vicktoria usłyszała dźwięk telefonu. Spojrzała na ekran smartphone i okazało,że jakiś nieznany numer próbuje się z nią połączyć. Od razu poczuła strach...pierwsze co przyszło jej na myśl to bandyci. Rad nie rad postanowiła odebrać.
       -Halo...-zaczęła niepewnie.
       -Hej. Z tej strony Marco!-usłyszała radosny głos.
       -Och, cześć Marco!-kamień spadł jej z serca.-Co tam u Ciebie?
       -Dzisiaj mam wolne,więc...pomyślałem...-zaczął się jąkać.-Może poszłabyś ze mną do kina?
       -Miło z Twojej strony.-uśmiechnęła się do siebie.-Ja również mam wolne,więc czemu nie? Z chęcią pójdę!-powiedziała.
       -To świetnie!-niezmiernie się ucieszył.-Przyjechać po Ciebie czy może umówimy się gdzieś na mieście?
       -Podam Ci adres.-zdecydowała.
       -OK,to czekam...
       -Brauhausestrasse 202.(przypadkowa)
       -Super! To do zobaczenia!
       -Ej,ej czekaj...o której będziesz?-zapytała rozbawiona roztargnieniem Reus'a.
       -Och, zapomniałem.-zmieszał się.-Pasuje Ci piętnasta?
       -Oczywiście.-powiedziała.-To pa, panie Reus!
       -Pa,panno Becker!
 Dziewczyna schowała telefon do kieszeni i opuściła swój pokój w znacznie lepszym humorze. Z uśmiechem na twarzy weszła do kuchni,w której jak zawsze krzątała się jej rodzicielka. Vicki nalała sobie soku z czarnej porzeczki do dużej szklanki i usiadła przy stole, bacznie przyglądając się matce.
       -Co tak patrzysz?-zapytała.
       -Nic, tak po prostu...-uśmiechnęła się.-Wychodzę.
       -Gdzie?!-zapytała prawie krzykiem.
      -Do kina.
      -Z kim?!
      -Z kolegą.
      -Vickoria....
      -No co ? Poczuję się lepiej...-stwierdziła.
      -Dobrze.-odpuściła.-Rób co chcesz. Jesteś dorosła.
Dziewczyna poszła więc szukać w szafie odpowiedniego stroju na wyjście z Marco. W końcu wygrzebała krótką granatową sukienkę z cieniutkiego materiału. Do tego kremową torebeczkę i balerinki. Ubiór był luźny,ale z klasą. Gdy ba zegarku wybiła 14, Vicki postanowiła zacząć się zbierać. Już wcześniej wzięła prysznic,więc pozostało jej jedynie ubranie uszykowanego stroju i zrobienie lekkiego makijażu. Była gotowa piętnaście minut przed czasem. Punkt piętnasta, Vicktoria usłyszała dzwonek do drzwi. Od razu pobiegła otworzyć.
       -Hej.-uśmiechnęła się nieśmiało.
       -Hej. Pięknie wyglądasz, Vicktorio.
       -Och, nie zawstydzaj mnie.-zachichotała.-Dziękuje, Ty również wyglądasz bardzo dobrze!
       -Ja mówię prawdę,panno Becker. Więc ruszamy?
       -Jasne!
Marco zaprowadził dziewczynę do samochodu i kilka minut później byli już w drodze.
       -Wiesz,że moja siostra ma masę Twoich plakatów na ścianie? Po prostu jakaś obsesja.-zaśmiała się.
      -Serio?-uśmiechnął się.-Widzisz jaki jestem rozchwytywany?
      -Widzę.-wyszczerzyła się do blondyna.-Na jaki film pójdziemy?
     -Sensacyjny rzecz jasna.-oznajmił.
     -Uuu lubię to!-zaśmiała się.
Resztę drogi do kina spędzili na rozmawianiu o różnych błahostkach.
Marco kupił bilety na wybrany film i niedługo później byli już na sali filmowej.
Okazało się,że film był bardzo fajny i oboje oglądali go z zaciekawieniem. Kiedy się skończył wyszli z kina z wielkimi uśmiechami na twarzach.
     -Odwieźć Cię?
     -Tak, proszę.-uśmiechnęła się.-Fajnie było!
     -Racja. Gdzie pójdziemy następnym razem?
     -Już Cię lubię!
     -Fajnie, ale dlaczego?-zachichotał.
     -Masz pewność,że będzie następny raz.-powiedziała poważnie, tłumiąc śmiech.
     -Urok osobisty....



----------------------------------------------------------------
sorry za to cos ;ccc
proszę , komentujcie!
ach, i jeśli macie ochotę wejdźcie tutaj Don't look into the pas. Never <3

Dziękuje, pozdrawiam ;***

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział VI.

    
   Widzisz jej spojrzenie? Przesiąknięte jest smutkiem, tęsknotą, czymś, czego pragnie ponad wszystko, coś, czego nigdy nie będzie miała..

                                                        
   Poniedziałek. Dla jednych to dzień jak co dzień, dla drugich to nowy rozdział cierpienia , a dla jeszcze innych to po prostu następny akapit w dramacie zwanym ,,Życie''. Dla Vicktorii pierwszy dzień tygodnia oznaczał pracę i przeżywanie kolejnych niesprzyjających niespodzianek, które zafunduje jej los.
    Dziewczyna podniosła się z łóżka w pół do szóstej. Miała dziwne wrażenie,że bieżący dzień będzie znośny. Bez płaczu i zgrzytania zębami.  Nie zwracając jednak na to uwagi wybrała z szafy czarne leginsy i luźną białą bluzkę. Po chwili była już w łazience z zamiarem ubrania się. Prawie naga stanęła przed dużym lustrem i przyglądała się swojemu ciału. Na nogach miała sporo siniaków i blizn, które spowodowane były jazdą na swoim ścigaczu.Uśmiechnęła się lekko do siebie, czując,że naprawdę kocha szaleć na tej nieokiełznanej bestii.
   -Vicktoria!-blondynka usłyszała krzyk rodzicielki.-Spóźnisz się do pracy!
   -Już wychodzę, mamo.-powiedziała głośniejszym głosem.
Vicki szybko ogarnęła swój wygląd i opuściła łazienkę. Weszła do salonu po torebkę, w której znajdował się jej niezbędny telefon i portfel.
   -To idę.-rzuciła, wychodząc z domu.
   -Trzymaj się!-usłyszała.
Otworzyła garaż,w którym stał jej ukochany motor. Można powiedzieć,że przywiązała do niego większą wartość niż do własnej rodziny, z którą od pewnego czasu prowadzi ciągłe kłótnie. To na tej maszynie czuła się wolna. Czuła,że żyje i ma władzę nad samą sobą.
    Po niecałych dziesięciu minutach była już w kawiarni. Blondynka weszła na zaplecze i przywitała się z załogą,która utrzymywała lokal przy ,,życiu''. Ze wszystkich pracowników najbardziej lubiła właścicielkę, która obsługiwała klientów przy kasie fiskalnej. Była dla niej bardzo miła i przyjacielska. Jej charakter, przypominał Vicktorii charakter świętej pamięci ojca. Mieli identyczne podejście do świata i ludzi.
    -Vicktorio! Telefon dzwoni w Twojej torebce.-zawołał operator pieca do ciastek, specjału tejże kawiarni.
     -Mogę odebrać?-dziewczyna zapytała swoją pracodawczynie,a ta w odpowiedzi uśmiechnęła się przyjacielsko i kiwnęła potwierdzająco głową.
Vicktoria wygrzebała telefon z torby i spostrzegła,że nieznany numer próbuje się z nią połączyć. Chcąc nie chcąc postanowiła odebrać połączenie.
    -Słucham?
    -Hej, z tej strony Marco.-usłyszała.-Może pamiętasz mnie z tej kawiarni.
    -Ach, tak pamiętam.
    -No właśnie, miałabyś ochotę się może spotkać?
    -Wiesz co, Marco teraz nie mogę. Jestem w pracy...
    -Och, co za pech! Właśnie siedzę w tej samej kawiarni z nadzieją,że przyjdziesz.
    -Chwila...Jesteś w kawiarni ,,Mutestate'' ? -zapytała ciekawa.
     -Tak.
     -Tak się składa,że ja pracuje w tej właśnie kawiarni. Zaraz Cię znajdę przy stoliku.-rozłączyła się nie czekając na odpowiedź. Wyszła zza lady kierując się w stronę stolików. Tuż przy oknie spostrzegła blondyna,który najwyraźniej jej szukał.
     -Hej, Vicki!-zawołał.
    -Cześć Marco.-uśmiechnęła się.-Przepraszam,ale zaraz muszę wracać do pracy.
    -Nie ma sprawy. Cieszę się,że choć na chwilę przyszłaś. Nie wiem jak,ale znalazłem Twoją bransoletkę.
    -Co? Jaką bransoletkę?-zapytała wytrzeszczając oczy,świadoma,że takiej biżuterii nie nosi.
    -Taką.-wyjął pudełeczko z błyskotką.
    -To pomyłka, ta bransoletka na pewno nie jest moja.-powiedziała.
    -Weź ją.
    -Przecież nie jest moja.-chwilę się zastanowiła nad zaistniałą sytuacją.-Kupiłeś ją?
    -Rozszyfrowałaś mnie...-parsknął.-Musiałem coś wymyślić,bo głupio byłoby dawać nieznajomej dziewczynie prezent.
     -Haha, racja.-zachowanie blondyna wywołało u Vicki uśmiech na twarzy.-No nic, muszę  wracać...
     -Zaczekaj!
     -Tak?
     -Weź ją i noś.-podał jej błyskotkę.
     -Bardzo dziękuje to miłe,ale nie mogę...
     -Bierz!-zachichotał.
     -Dziękuje...
     -Odezwę się jeszcze.-uśmiechnął się i odprowadził dziewczynę wzrokiem.


***



   Co całym dniu pracy,Vicktoria wróciła do domu skonana. Nie miała siły by się zamartwiać,dlatego rzuciła się na kanapę. Zalegała na niej długi czas przyglądając się otrzymanemu wcześniej prezentowi. Aż nagle usłyszała dźwięk telefonu stacjonarnego. Dreszcz przeszedł jej ciało. Obawiała się,że mogą to dzwonić gangsterzy, chcący zwrotu pieniędzy w szybszym terminie. 
    -Tak, słucham.
    -No witam, pani Becker! Tęskni pani za mężulkiem?-mężczyzna najwyraźniej nie rozpoznał w komórce głosu najstarszej z córek.- My również tęsknimy,ale za kasą ,którą od nas wziął! Jeżeli nie oddasz pieniędzy szybciej...sami je sobie weźmiemy. Wiesz, nie musi to być gotówka, przecież masz taką ładną córkę. Szkoda byłoby gdy ktoś zrobił jej krzywdę,prawda?-zadrwił.-Pilnuj jej albo oddawaj hajs w przeciwnym razie córeczka może zostać nieźle potraktowana przez stado mężczyzn.-zaśmiał się po czym Vicktoria usłyszała irytujące -Pik,pik, pik...
    Oparła się o ścianę i osunęła na podłogę. Z jej oczu zaczęły spływać gorzkie, słone....łzy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 hej. Podoba się?-komentarz ;* 
to dla mnie bardzo ważne. :)
 Pozdrawiam Was, kochane i życzę wam tego co najlepsze ;* 
Izaa.

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział V.

                                      Przeszłość powraca i boli jak diabli. Pokutuje rodzina.


     Płacz . Tylko to było słychać o samego rana w domu Beckerów. Około dziewiątej zadzwonił do nich wspólnik, zmarłego ojca trzech dziewczyn. Zażądał szybszej spłaty długu. Dla żony zmarłego i Victorii, najstarszej z córek oznaczało to niechybnie koniec.  Megan razem z Nicole niewiele rozumiały z zaistniałej sprawy. Obie siedziały cicho w swoich pokojach. Matka natomiast wyżywała się na Vicki,która ciężko myślała jak wykombinować pieniądze.
     -No i co teraz?!-krzyczała.-Odezwij się! No, pomóż mi!
Blondynka odpowiadała rozzłoszczonej i bezradnej matce ciszą. Doskonale wiedziała,że bezradność rodzi złość.
     -Wrócę za godzinę.-rzekła cicho Vicki, opuszczając dom. Rodzicielka blondynki załamała ręce i zalała się litrami łez.
Dziewczyna kroczyła w stronę przystanku. Zauważyła nadjeżdżający autobus do którego wsiadła nie zastanawiając się dokąd jedzie. Wysiadła na przeciwko dużego obiektu, który kojarzyła z opowieści swojej młodszej siostry,Megan. Vicki poszła w stronę tablicy informacyjnej. Pomyślała,że może tam znajdzie rozwiązanie problemu. Ku jej zdziwieniu, znalazła je. Znalazła kartkę, na której widniała informacja o chęci zatrudnienia młodej, sprawnej dziewczyny w kawiarni. Vicki od razu zapisała numer telefonu. W pewnym sensie kamień spadł jej z serca, bo będzie mogła jakoś zarobić na spłatę długu,a z drugiej strony nadal zamartwiała się faktem,że pieniądze musi mieć naprawdę szybko. Gangster dał im czas do końca miesiąca. Vicki jednak nadal wierzyła,że uda im się oddać długi zmarłego ojca.


***


   Na całe szczęście Vicktoria otrzymała pracę w kawiarni jako dziewczyna na zmywak i do pomocy.Mimo niezbyt szlachetnej nazwy,praca była dobrze wynagradzana. Pięćset euro tygodniowo zadowalało Victorię i jej matkę w stu procentach.
   Dzisiejszy dzień,dziewczyna chciała spędzić na zbieraniu informacji na temat ojca. A dokładniej na temat tego czym się zajmował. Mama ostrzegła ją przed opuszczaniem domu,ale Vicktoria raczej nie czuła strachu. Wsiadła na swój motor i pojechała nim pod biura w którym pracował jej zmarły ojciec. Znała tam kilka nazwisk, przeważnie dobrych kolegów ojca. Chciała znaleźć pana Uliego Traumera z którym  Becker miał świetne relacje.
   -Dzień dobry.-przywitała się z sekretarką.
   -Witam.
   -Moje nazwisko Becker, szukam pana Traumera, jest dzisiaj w pracy?
   -Jest, a byłaś umówiona?
   -To ważne, muszę z nim porozmawiać!-uniosła głos.-Powie mi pani, który to pokój?
   -Pan Uli jest w pokoju numer 23.-westchnęła bezradnie odprowadzając Vicki wzrokiem.
Panienka Becker była na tyle zdenerwowana całą szopką,że nawet nie odpowiedziała sekretarce. Ruszyła w stronę biura, kolegi zmarłego ojca. Niepewnie zapukała do drzwi. Po krótkiej chwili usłyszała znajomy głos.-Proszę wchodzić!
Weszła, a w myślach, szybko postawiła sobie jeden cel.-Dowiedzieć się w co wplątał się jej tata.
    -Dzień dobry, nie wiem czy pan poznaje...
    -Poznaje! Vicktoria,ale wyrosłaś!-zawołał radośnie.-Co Cię do mnie sprowadza,drogie dziecko?
    -Wie pan, ojciec nie żyje...a ja nie wiem czym się zajmował.-mina pana Uliego zrzedła. Widocznie nie tego się spodziewał.
    -Vicktoria, nie powinno Cię to interesować.-Nagle przerwał mu głos sekretarki, która pilnie wołała go na salę konferencyjną.-Muszę wyjść na piętnaście minut, poczekaj tu na mnie.
    -Dobrze.-przytaknęła i poczekała aż mężczyzna opuści pokój. -Teraz albo nigdy!-pomyślała i ruszyła w stronę szafki z teczkami. Wybrała rok 2012, czyli ten w którym jej tata jeszcze tutaj pracował.
    Znalazła różne papierki, świstki i umowy na których widniało ich nazwisko. Vicktoria całkiem nie rozumiała o co w nich chodzi. Bardzo różniły się od innych.Były to zupełnie inne zlecenia i zamówienia.  Na pewnej kartce, ktoś spisał ręczną umowę o następującej treści :


   Dwa kilogramy zachodniej amfetaminy. 


  Zamówione przez : Michaela Neumann.
           Podpis
           L.Becker.

   Nagle coś wpadło jej do głowy. Czy jej ojciec naprawdę mógł mieć jakieś powiązanie z narkotykami? Chwyciła za karteczkę i upchnęła ją w kieszeni czarnych rurek, a teczkę odstawiła w nienaruszonym stanie na miejsce. Wybiegła z biura nie mówiąc nic nikomu. Wsiadła na ścigacza i pomknęła do domu... Sama nie mogła uwierzyć w to co  przed chwilą odkryła. Nie docierało do niej...

-----------------------------------------------------------------------------

Teraz brak Marco,ale musiałam taki przejściowy rozdział ;d
Mam nadzieję,że się podoba!
Pozdrawiam, Izaa

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział IV.

                   Ile szczęścia może dać jedna chmura na niebie?

   Szła pewnym krokiem. Mijała wielu bardzo zagubionych w świecie ludzi. Doszła do wniosku,że sama  zgubiła się w swoim życiu i nie umie nijak znaleźć drogi,która pozwoliłaby jej wieść spokojne, ułożone życie młodej dziewczyny.
 Ciągle zastanawiała się skąd weźmie pieniądze na spłatę ojcowego długu. Wiedziała,że jest zmuszona pomóc matce. Zastanawiało ją jedynie to, czym zajmował się jej tata przed śmiercią. To zupełnie nie dawało jej spokoju.
   Zabrała swoją siostrę Nicole od koleżanki. Dziewczynka nie chciała opuszczać rówieśniczki,więc Vicki podeszła ją sposobem i obiecała jej duże lody czekoladowe,które mała tak uwielbiała.
   Victoria czasem chciała wrócić do dziecięcego wieku, w którym wszystko wydawało się prostsze. W którym człowiek cieszył się z każdej, nawet najmniejszej błahostki. Marzyła o tym by kiedyś móc się  uśmiechać do wszystkich bez powodu. Chciałaby,żeby jej życie było chociaż w połowie tak pocieszne jak ta niewielka istota wędrująca ku jej boku. 

   Upał czasami był nie do zniesienia.Słońce grzało bardzo mocno na Dortmund. Ludzie,którzy kończyli pracę najczęściej chronili się w klimatyzowanych kawiarniach lub cukierniach. 
   Dziewczyny właśnie weszły do jednego z takowych lokali. Mała Nicole zasiadła przy stoliku,a Vicki poszła zamówić lody.
   -Proszę księżniczko.-podała dziewczynce salaterkę z ulubionym deserem.-Smacznego!
   -Dziękuje.-wyszczerzyła się do siostry,powodując tym samym uśmiech na jej twarzy.
Obie zajadały się pysznymi lodami i rozmawiały o różnych pierdółkach. Mimo,że Victoria śmiała się razem z młodszą siostrą, wcale nie była szczęśliwa. Cały czas myślała o tym, gdzie i w jaki sposób może zarobić pieniądze na spłatę długu.

 W pewnym momencie spostrzegła znajomą twarz. Ujrzała osobę,której mało co nie zabiła. Do kawiarni, w towarzystwie niższego i okrąglejszego na twarzy mężczyzny, wszedł Marco. Ten sam Marco, w którym kocha się Megan. Victoria uśmiechnęła się pod nosem i kontynuowała rozmowę z Nicole. W sumie, trochę ruszało ją sumienie...Może mogłaby do niego podejść, przeprosić...
   -Po co mam go przepraszać...niech lepiej sam uważa.Ja nic nie zrobiłam ..-tłumaczyła sobie w myślach.-Mógłby moje przeprosiny inaczej zinterpretować, na co mi kolejny kłopot?-myślała.


                                                           *




  Jego przyjacielowi nagle zachciało się lodów z bitą śmietaną. Mario naprawdę był jak dziecko i chcąc nie chcąc Marco musiał pójść z nim do kawiarni. Blondyn jednak ucieszył się, gdy przy jednym ze stolików ujrzał śliczną blondynkę,o której opowiadał Gotze'mu. Pomyślał,że do niej zagada, lecz na początek musi pokazać ją swojemu kompanowi.
   -Mario! Mario!-zaczął szturchać go łokciem.-Słyszysz?
   -Co jest?-spytał rozkojarzony piłkarz.
   -Spójrz na ten stolik przy oknie.-szeptał mu.
   -No i ?-wzruszył ramionami.-Jakaś dziewczynka i całkiem ładna ...mmm piękność.-wytrzeszczył oczy.
    -No właśnie!  To ta piękność!-powiedział podekscytowany.-To ona chciała mnie zabić!
   -Oj głupolu.-zaśmiał się Mario.-Idź zagadaj...
   -Weź, jestem z Tobą, skompromitujesz mnie!
   -Coś sugerujesz?
   -Nie, skąd.-prychnął rozbawiony.-Idę!
Blondyn przemieszczał się między stolikami. Szedł wprost na wcześniej już poznaną dziewczynę,która spodobała mu się od samego początku ich znajomości. Niestety na jego drodze pojawiło się jakże bezczelne krzesło,które bezlitośnie podłożyło mu ,,haka'' pod nogi. Biedny potknął się i mało co nie wylądował na podłodze. Ku jego szczęściu, Vickotria zajęta była rozmową i wygłupami z siostrą i nie dostrzegła ślamazarnej postawy Reusa.
   -Hej.-przywitał się z nią, gdy w końcu dotarł do jej stolika.

   -O hej.-odpowiedziała zmieszana jego obecnością.
   -Znowu się spotykamy...-mruknął lekko speszony.
   -Na szczęście w lepszych okolicznościach.-uśmiechnęła się.-Przepraszam...głupio wyszło.

   -Nie masz za co, przecież żyje.-zaśmiał się cicho.-Lubisz jeździć na takich maszynach?
   -Kocham.-uśmiechnęła się.-To moja pasja.
   -Super! Na pewno się nie nudzisz. Jesteś odważna...
   -Mama mi to powtarza...Ciągle mówi ,,to może się źle skończyć...''.-zacytowała rodzicielkę.-Ale mnie to nie rusza...
   -Martwi się o Ciebie, to zrozumiałe...
   -Mhm...możliwe.-westchnęła.-Zupełnie zapomniałam! Jestem Victoria..
   -Piękne imię.-stwierdził uśmiechnięty.-Ja jestem Marco.
   -Miło mi.-uśmiechnęła się.-A to jest moja siostra Nicole.-pogłaskała dziewczynkę po włoskach.
   -Ooo jakaś Ty słodka.-uśmiechnął się do małej.-Wasza mama to chyba ładna kobieta...
   -Czemu tak sądzisz?
   -Ma śliczne córki.
    -Oj tam...-Vicki się zmieszała i spuściła wzrok.
   -Vicktoria!-odezwała się Nicole.-Ja chcę do domu...
   -Już idziemy.-dziewczyna wstała z miejsca.
   -Dasz mi swój numer?-zapytał z nadzieją Reus.

   -Dobrze.-uśmiechnęła się i niepewnie zapisała mu numer w jego smartphonie.-To cześć!
   -Hej...mam nadzieję,że się jeszcze spotkamy.



 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam serdecznie!
Drogie czytelniczki...
Jak już wiecie, teraz ja będę prowadziła tego bloga.
Mam nadzieję,że nadal będziecie czytały to opowiadanie. Monika, po prostu straciła wenę i poprosiła mnie o kontynuacje...mam nadzieję,że podołam.
Rozdziały będę dodawała raz w tygodniu, o ile oczywiście nie opuści mnie wena.
Ten rozdział dodaje by zadać wam kluczowe pytanie ....
Będziecie czytały kontynuacje opowiadania Moniki Goetze ?


Proszę o komentarze z odpowiedziami :)
Pozdrawiam Izaa TarnoŚ.


poniedziałek, 8 lipca 2013

Info.

Drogie czytelniczki, nadeszła chwila gdy autorka straciła wenę na dobre, chęci i sens również. Nie potrafię już pisać, ostatnio nie umiem wymyślić ani jednego krótkiego zdania. Dlatego najlepiej jest skończyć. Ja odchodzę, ale opowiadanie zostaje. Początkowo chciałam je zawiesić, ale nie ma się co oszukiwać, będziecie tygodniami czekały aż ja raczę coś napisać. Więc pomyślałam usunę albo oddam. Postanowiłam, że oddam to opowiadanie. Tak więc dalej pisała będzie Iza Tarnoś. Opowiedziałam jej co i jak. Przekazałam wszystkie pomysły - to co zaplanowałam. Ona zrobi z tym co zechce, teraz wszystko zależy od Niej, może iść moimi pomysłami, ale może też napisać wszystko według własnego uznania. Mam tylko nadzieję, że Ona nie zawiedzie Was tak jak ja to zrobiłam, za co bardzo przepraszam....

Dziękuję Ci bardzo Izka, że podjęłaś się tego zadania, wiem, że masz swoje sprawy, a mimo to zdecydowałaś się kontynuować to co ja zaczęłam.

Was jeszcze raz bardzo przepraszam, dopiero zaczęłam, a już kończę. Również dziękuję za czytanie poprzedniego bloga i wszystkie komentarze.

Może pewnego dnia wrócę z nowym opowiadaniem. Może... Nie chcę nic obiecywać, przejechałam się na tym już wiele razy, w rzeczywistości również..

Szkoda mi odchodzić, ale tak będzie lepiej. Jeszcze raz dziękuję i przepraszam.

Ja się żegnam, ale witamy Izę :) Wierzę w Ciebie, dasz sobie rade. Rób z tym opowiadaniem co Ci się tylko podoba. A ja od czasu do czasu wejdę i przeczytam lepszą część tego opowiadania.

Dziękuję...

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział III


"Zamknij oczy, ale nie umieraj. Masz prawo do płaczu, a potem wstań i walcz o następny dzień. "


- Nie uwierzysz. - Nie mogła powstrzymać śmiechu. - Właśnie o mało nie rozjechałam twojego 
męża. 
- Hahaha. Bardzo zabawne. - Zignorowała starszą siostrę. - A teraz wybacz, śpieszę się do szkoły. - Rzuciła mijając ją w drzwiach.
- Ach czyli nie chcesz wiedzieć co u Twojego blondyna? Spoko. - Wzruszyła ramionami.
- Mówisz poważnie? - Zatrzymała się, przyglądając się Victorii.
- Tak.
- Oszalałaś?! Poważnie spotkałaś Reusa?! Nic mu nie jest ?! - Panikowała.
- Haha spokojnie, jest cały i zdrowy.
- Nie to niemożliwe. Ja całe dnie spędzam na mieście, że może go spotkam, a ty ot tak o mało go nie potrąciłaś ?!
- Mhm, właśnie tak. - Uśmiechnęła się widząc gestykulującą Megan.
- Zabije cie ! - Wysyczała.
- Zabijesz ją później, a teraz marsz do szkoły. - Wtrąciła się matka dziewcząt.
- Ale... Okey. - Odparła zrezygnowana i wyszła.
- O co ta cała afera? - Kobieta zwróciła się do najstarszej córki.
- Wiesz, złości się, że to nie jej, a mi dane było spotkać jej idola. - Zaśmiała się i ruszyła za matką do kuchni.
Dziewczyna spodziewała się takiej reakcji siostry, nie ukrywa, że ją to rozbawiło. Nie zna tego piłkarza, ale dzisiejsza sytuacja poprawiła jej humor i cieszy się, że w pewnym sensie dogryzła Megan, która za każdym razem uprzykrzała jej życie.
To pokazywało jak bardzo życie jest niesprawiedliwe. Megan marzy o spotkaniu blondyna, chociaż zobaczeniu go z daleka. Natomiast Victoria nie widzi w tym nic niezwykłego, a to jej trafiło się spotkanie z nim. Może nie było to nic szczególnego, ale zdaje sobie sprawę z tego, że jej siostra zabiłaby chociaż za chwilę przy boku Reusa. Mimo, że pomiędzy siostrami nie zawsze było kolorowo to dziewiętnastolatka życzyła siostrze, by spełniła swoje marzenia. Bo w końcu każdy na tu zasługuje...nieprawdaż? Właśnie to od dawna trapiło Victorię. Czy kiedyś będzie szczęśliwa? Zapomni o problemach i zacznie spełniać marzenia, walczyć o swoje? Musi być silna i sobie poradzi. Właśnie teraz zamierza zrobić krok ku temu. Pragnie dowiedzieć się prawdy o wypadku ojca i Jamesa. Dopiero wtedy będzie mogła zacząć żyć własnym życiem, nie przejmując się problemami. Zacznie od rozmowy z matką na temat wczorajszego telefonu. Nie wiedzieć czemu prześladuje ją wrażenie, że to może mieć związek z wydarzeniem sprzed roku.
- Mamo. - Zaczęła. - Chciałam porozmawiać, bo dzwonił ktoś.. jakiś mężczyzna do mnie, znaczy do ciebie ale na mój numer. Gdy dowiedział się, że to nie ty, a ja to jakoś dziwnie się  zaśmiał. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie czy nie... - Przerwała, bo matka dziwnie na nią spoglądała. - Nieważne. Kazał przekazać, że masz czas do końca tygodnia. - Dokończyła na jednym wdechu i spojrzała na matkę, która znacznie się zdenerwowała. - W porządku ?
- Tak. - Odwróciła głowę tak by córka nie widziała jej twarzy. - Mówił coś jeszcze? - Wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Nie. Powiedział, że był znajomym taty i coś o interesach, nic więcej, ale widzę, że wiesz o kogo i o co chodzi. - Przez chwilę obserwowała matkę, lecz widząc ból w jej oczach, ponownie się odezwała. - Mamo, o co chodzi?
- O nic.
- Przecież widzę, o jaki czas mu chodziło? Powiedz mi, jestem dorosła i chce ci pomóc.
- Muszę mu oddać pieniądze.
- Pieniądze?
- Dług. Ojciec się zadłużył, teraz musimy to spłacić. - Wyszeptała przez łzy. Victoria nie dowierzała. Jej ojciec i długi ?
- Ile?
- Nieważne, jakoś zdobędę te pieniądze. Teraz najważniejsze jesteście wy. Pilnuj sióstr i więcej nie odbieraj telefonów od tego człowieka. - Podeszła do córki i ucałowała ją w czoło.
- To jakiś żart? - Wypaliła ocierając łzy.
- Niestety nie.
- Boże, poradzimy sobie. Tylko powiedz mi ile jesteśmy mu winne?
- Dziesięć tysięcy, ale ja dam radę. Naprawdę.
- Jakoś załatwię te pieniądze. - Wyszła do przedpokoju i zaczęła zakładać buty.
- Dokąd idziesz?!
- Spokojnie, idę odebrać Nicole od koleżanki, później zastanowię się jak zdobyć tą kasę. Poszukam pracy. Damy radę, obiecuję. - Objęła matkę i wyszła.
Całą drogę zastanawiała się nad wszystkim czego się właśnie dowiedziała. Jak to możliwe, że jej ojciec miał długi, które teraz jej matka musi spłacać, a co gorsza nie ma z czego. Kobieta pracuje całymi dniami, ale to nie wystarcza.  Victorię dręczyło, że to może zaczęło się już dawno temu i właśnie niespłacone długi są przyczyną tego, że nie ma teraz przy niej jej chłopaka i ojca. Bała się, że teraz jej siostrom, mamie i jej samej może coś grozić. Jeszcze nie wie jak, ale zdobędzie potrzebną sumę pieniędzy.  Jej celem jest wyjście z tego. Zapewnienie rodzinie spokojnego, szczęśliwego życia. 

 *



Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku, podniósł się z kanapy i stanął przed wchodzącym właśnie blondynem.
- Mario ?! - Zdziwił się na widok przyjaciela. - Co ty tu robisz?
- Mieszkam? Też miło cię widzieć. - Objął go.
- Ale przecież byłeś w Monachium. 
- Owszem, ale przyjechałem do kumpla w potrzebie. Myślałem jednak, że będziesz bardziej przybity po tym jak Caroline cie rzuciła.
- Bo byłem, ale w drodze do twojego mieszkania o mal nie zabiła mnie śliczna blondynka no i chyba się zakochałem. - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy. - Zaśmiał się. - Zostaw walizkę i chodź na miasto, musisz mi wszystko opowiedzieć. - Objął Marco ramieniem i wyszli kierując się do centrum.
- Jasne. Dobrze, że przyjechałeś.

 


---------------------------------------------------------------------------- 
Takie coś mi wyszło. Napisałam i jest wcześniej, jak mi się uda to i w weekend możecie spodziewać się kolejnego rozdziału :) 

Jutro zakończenie roku. Uff w końcu ;3
Pozdrawiam :*

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział II

" Ta dziewczyna to anioł, a to co przeżywa to piekło. Mimo to jedyne co wyczytasz z jej twarzy to piękno."

- Ach, młoda Becker.... - Usłyszała przerażający śmiech. Nic nie rozumiała.
- O co chodzi? - Powtórzyła poddenerwowana. - Kim pan jest?
- Powiedzmy, że dawnym znajomym twojego ojca, miło robiło się z nim interesy....
- Interesy?
- Nie ważne... - Zmienił ton na zimny. Był widocznie zły. - Przekaż matce, że ma czas do końca tygodnia. - Rozłączył się.
Victoria opadła na łóżko i zastanawiała się o co chodziło temu mężczyźnie. Jakie interesy ? Czas do końca tygodnia? Zaniepokoiło ją to i postanowiła wypytać o wszystko matkę, gdy ta tylko wróci z pracy. Musiała poczekać jedynie dwie godziny, zdawała sobie sprawę z tego, że kobieta będzie zmęczona ale myśli nie dawały jej spokoju. Plany pokrzyżował jej fakt, że niespodziewanie zasnęła i nawiedził ją niekoniecznie miły sen.
Był wieczór. Wychodziła właśnie z jakiegoś klubu tętniącego życiem. Dziwne, Victoria nie chodziła do takich miejsc, ale nie była to ta sama dziewczyna. Ta była bardziej radosna, otwarta i szczęśliwa. Co sprawiło jej takie szczęście?
Nagle uśmiech zniknął jej z twarzy, krążyła ciemnymi uliczkami Dortmundu, których nie znała. Zgubiła się. Wyciągnęła telefon i zaczęła przeszukiwać listę kontaktów, pewnie wybrała jeden z numerów i zadzwoniła. Kim była zaufana osoba do, której dzwoniła? Nie wiadomo, szczegóły były niewyraźne. Niespodziewanie usłyszała za sobą szyderczy śmiech, tak się przestraszyła, że telefon wypadł jej z ręki i roztrzaskał się w drobny mak. Nim odbiorca zdążył odebrać. Zaczęła się rozglądać, nic nie widziała. Po chwili ujrzała sylwetkę zbliżającą się w jej stronę, starszy mężczyzna po czterdziestce. Nagle wszystko się rozjaśniło, wyraźnie widziała jego twarz i wszystko wokół, jakby ktoś zaświecił światło, jednak niebo nadal było ciemne, a gdzieniegdzie migotały pojedyncze gwiazdy. Zdała sobie sprawę z tego, że mężczyzna nie ma dobrych zamiarów. Zerwała się by uciekać, niestety złapał ją. Poczuła jego duże, silne dłonie błądzące po jej ciele. Chciała krzyknąć, ale nie mogła, strach ją sparaliżował. Mężczyzna stawał sie coraz bardziej nachalny, przycisnął ją do ściany i już nic nie mogła zrobić. Usłyszała przyjazny,dobrze znany jej głos. Poczuła ulgę, jakby umierała spełniona. Wszystko zaczęło wirować wokół niej. Słyszała krzyki, ale jakby z daleka, mimo, że wszystko działo się metr od niej. Ocknęła się gdy widziała, że jej oprawca uciekał, a jej wybawiciel mocno ją obiął.
-Już wszystko dobrze, nic ci nie jest ? - Zapytał, ostrożnie odsuwając się od niej. Teraz ujrzała jego łagodne rysy twarzy i poczuła się bezpiecznie tuląc się do bliskiej dla niej osoby.
-Dziękuje. - Wyszeptała i nieoczekiwanie straciła przytomność.


W tym momencie się obudziła. Ze strachem w oczach usiadła na łóżku i spojrzała na godzinę. Zegarek wskazywał 4:01. Zabrała telefon i zeszła do kuchni po szklankę wody.
- Nie śpisz? - Usłyszała głos matki.
- Mamo przestraszyłaś mnie. Nie, miałam sen i... nieważne przyszłam się napić. - Odparła nalewając do kubka wody.
- Ja nie mogę spać, ale już idę. - Ucałowała córkę w czoło i już miała odchodzić.
- Mamo. - Zatrzymała ją. - Wieczorem dzwonił jakiś mężczyzna i ...- Zacięła się przypominając sobie jego śmiech i tego mężczyzny ze snu. Były identyczne i przyprawiały ją o dreszcze. Skarciła się w myślach za takie porównywanie.
-W porządku ? - Matka zauważyła grymas na jej twarzy.
- Yhm tak, nieważne. Pogadamy rano. Idę spać, dobranoc. - Szybko wyminęła rodzicielkę i wróciła do swojego pokoju. Usiadła na ukochanym parapecie i wróciła myślami do snu, a raczej do śmiechu mężczyzny. Idiotka. Porównywała głosy mężczyzn, których kompletnie nie znała. Jednak wydawało jej się, że nie może ot tak o tym zapomnieć i odegra to w jej życiu jakąś rolę. Bała się własnych myśli. Odstawiła kubek, zeszła z parapetu i powędrowała do łazienki. Wzięła zimny prysznic, założyła ulubioną bluzę i równo o 5 rano wybiegła z domu. Wyciągnęła z garażu nieużywanego przez jakiś czas ścigacza i pewnie na niego wsiadła. Po chwili dumnie mknęła pustymi jeszcze ulicami Dortmundu rozmyślając o swoim życiu i niestety też o śnie, który nie dawał jej spokoju. Pędziła ciesząc się wolnością gdy nagle jej oczom ukazał się samotny człowiek przechodzący przez ulicę, a raczej spacerujący po niej. Chciała go wyminąć lecz to na nic, wtedy na pewno nie wyszedłby z tego cało. Uliczka była wąska, a po jednej stronie stał samochód. Zatrzymała się z piskiem opon niecały metr przed nim.

*
Przechodził właśnie spokojnie przez ulicę ciągnąc za sobą walizę gdy nagle ujrzał rozpędzoną maszynę jadącą wprost w niego. Stanął jak wryty i nie wiedział co zrobić, spodziewał się najgorszego. Już chciał krzyczeć na kierowcę, który cudem zatrzymał się przed jego nosem, gdy spostrzegł, że osoba zsiadająca ze ściągacza to kobieta. Zdjęła kask i jego oczom ukazała się piękna długowłosa blondynka. Wpatrywał się w nią jak w obrazek. Doszedł do wniosku, że jeżeli miłość od pierwszego wejrzenia istnieje to on właśnie się zakochał.

*
- Jak chodzisz? - Krzyknęła rozzłoszczona. Nie usłyszała odpowiedzi. - Ogłuchłeś?!
- Nie. przepraszam. - Wydusił niemrawo, co bardzo zdziwiło Victorię. Spodziewała się co najmniej krzyków i wzywania policji. Jednak on miło ją zaskoczył. Roześmiała się i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie rozumiem ludzi. - Szepnęła pod nosem i szybko odjechała nie przejmując się nadal stojącym na środku drogi mężczyzną. Najwidoczniej nic mu nie było, może poza małym szokiem.

Do domu wróciła przed 7, zaparkowała ukochaną maszynę i weszła do środka. Zdjęła bluzę i pokierowała się w stronę kuchni, a tam spotkała matkę.
- Hej.
- No cześć. Gdzie byłaś?
- Byłam się przejechać. - Odparła dumnie. - Nic nie daje mi takiego spokoju.
- Kiedyś źle się to skończy. - Pokręciła głową. - Vicki nie chciałaś ze mną porozmawiać o czymś?
- Ach tak. - Przypomniała sobie. - Ale zaraz, najpierw pójdę do łazienki. - Odparła. Idąc do łazienki przechodziła obok pokoju Megan. Odruchowo się przy nim zatrzymała, przez uchylone drzwi widziała szykującą się do szkoły siostrę.
- Co jest ? - Zapytała piętnastolatka. Victoria weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wzrok zatrzymała na ścianie nad łóżkiem, która obklejona była plakatami. Olśniło ją, wtedy była zbyt rozzłoszczona zaistniałą sytuacją, ale teraz do niej to dotarło.
- Nie będziesz zadowolona. - Zaśmiała się kręcąc głową.
- Nie będę jak zaraz nie wyjdziesz. - Odpysknęła.
- Nie uwierzysz. - Nie mogła powstrzymać śmiechu. - Właśnie o mało nie rozjechałam twojego męża.


----------------------------------------------------------------------------
Uff wymęczyłam. Kochane opuściła mnie wena, ale stwierdzam, ze wraz z końcem tego rozdziału do mnie powróciła i chętnie pisałabym dalej ale obowiązki wzywają.
Na szczęście już niedługo będę mogła powitać wymarzone wakacje. Na żadne tak długo nie czekałam.

No i Lewy się dziś ożenił. Mimo, że jakoś specjalnie za nim nie przepadam, to życzę szczęścia młodej parze ;).

Pozdrawiam i życzę udanego weekendu ;)