sobota, 10 sierpnia 2013
Rozdział VII.
Nazajutrz, Vicktoria zmuszona była powiedzieć o połączeniu swojej matce,która wpadła w szał.Chwilę później się uspokoiła,ponieważ miała dla córki dobrą wieść. A mianowicie fakt,że zebrała już całą pulę pieniędzy.
-Będzie dobrze,zobaczysz.-pocieszała ją.-Oddamy pieniądze i wyjdziemy na prostą.
-Mam nadzieję...-wzięła łyk lodowatej wody.-Idę się położyć.-oznajmiła i poszła do swojego pokoju.
Rzuciła się na wielkie, miękkie łóżko,które kupił jej świętej pamięci ojciec. Wtuliła się w świeżo pachnącą poduszkę i przymknęła oczy. Przez głowę zaczęły przelatywać jej tysiące myśli,których nie umiała zrozumieć. Dlaczego to jej rodzinę spotyka taki horror?-myślała.
Zaczęła tęsknić za dotykiem swojego chłopaka. Za jego czułymi słówkami i zabawnymi tekstami... w jej oczach zaczęły zbierać się łzy i chwilę później wybuchła żałosnym płaczem.
Szloch było słychać w pokoju dziennym,w którym obecnie przebywała matka dziewczyny. Może by zareagowała, gdyby miała siłę. Jej samej chciało się płakać,lecz musiała być silna...
W pewnym momencie Vicktoria usłyszała dźwięk telefonu. Spojrzała na ekran smartphone i okazało,że jakiś nieznany numer próbuje się z nią połączyć. Od razu poczuła strach...pierwsze co przyszło jej na myśl to bandyci. Rad nie rad postanowiła odebrać.
-Halo...-zaczęła niepewnie.
-Hej. Z tej strony Marco!-usłyszała radosny głos.
-Och, cześć Marco!-kamień spadł jej z serca.-Co tam u Ciebie?
-Dzisiaj mam wolne,więc...pomyślałem...-zaczął się jąkać.-Może poszłabyś ze mną do kina?
-Miło z Twojej strony.-uśmiechnęła się do siebie.-Ja również mam wolne,więc czemu nie? Z chęcią pójdę!-powiedziała.
-To świetnie!-niezmiernie się ucieszył.-Przyjechać po Ciebie czy może umówimy się gdzieś na mieście?
-Podam Ci adres.-zdecydowała.
-OK,to czekam...
-Brauhausestrasse 202.(przypadkowa)
-Super! To do zobaczenia!
-Ej,ej czekaj...o której będziesz?-zapytała rozbawiona roztargnieniem Reus'a.
-Och, zapomniałem.-zmieszał się.-Pasuje Ci piętnasta?
-Oczywiście.-powiedziała.-To pa, panie Reus!
-Pa,panno Becker!
Dziewczyna schowała telefon do kieszeni i opuściła swój pokój w znacznie lepszym humorze. Z uśmiechem na twarzy weszła do kuchni,w której jak zawsze krzątała się jej rodzicielka. Vicki nalała sobie soku z czarnej porzeczki do dużej szklanki i usiadła przy stole, bacznie przyglądając się matce.
-Co tak patrzysz?-zapytała.
-Nic, tak po prostu...-uśmiechnęła się.-Wychodzę.
-Gdzie?!-zapytała prawie krzykiem.
-Do kina.
-Z kim?!
-Z kolegą.
-Vickoria....
-No co ? Poczuję się lepiej...-stwierdziła.
-Dobrze.-odpuściła.-Rób co chcesz. Jesteś dorosła.
Dziewczyna poszła więc szukać w szafie odpowiedniego stroju na wyjście z Marco. W końcu wygrzebała krótką granatową sukienkę z cieniutkiego materiału. Do tego kremową torebeczkę i balerinki. Ubiór był luźny,ale z klasą. Gdy ba zegarku wybiła 14, Vicki postanowiła zacząć się zbierać. Już wcześniej wzięła prysznic,więc pozostało jej jedynie ubranie uszykowanego stroju i zrobienie lekkiego makijażu. Była gotowa piętnaście minut przed czasem. Punkt piętnasta, Vicktoria usłyszała dzwonek do drzwi. Od razu pobiegła otworzyć.
-Hej.-uśmiechnęła się nieśmiało.
-Hej. Pięknie wyglądasz, Vicktorio.
-Och, nie zawstydzaj mnie.-zachichotała.-Dziękuje, Ty również wyglądasz bardzo dobrze!
-Ja mówię prawdę,panno Becker. Więc ruszamy?
-Jasne!
Marco zaprowadził dziewczynę do samochodu i kilka minut później byli już w drodze.
-Wiesz,że moja siostra ma masę Twoich plakatów na ścianie? Po prostu jakaś obsesja.-zaśmiała się.
-Serio?-uśmiechnął się.-Widzisz jaki jestem rozchwytywany?
-Widzę.-wyszczerzyła się do blondyna.-Na jaki film pójdziemy?
-Sensacyjny rzecz jasna.-oznajmił.
-Uuu lubię to!-zaśmiała się.
Resztę drogi do kina spędzili na rozmawianiu o różnych błahostkach.
Marco kupił bilety na wybrany film i niedługo później byli już na sali filmowej.
Okazało się,że film był bardzo fajny i oboje oglądali go z zaciekawieniem. Kiedy się skończył wyszli z kina z wielkimi uśmiechami na twarzach.
-Odwieźć Cię?
-Tak, proszę.-uśmiechnęła się.-Fajnie było!
-Racja. Gdzie pójdziemy następnym razem?
-Już Cię lubię!
-Fajnie, ale dlaczego?-zachichotał.
-Masz pewność,że będzie następny raz.-powiedziała poważnie, tłumiąc śmiech.
-Urok osobisty....
----------------------------------------------------------------
sorry za to cos ;ccc
proszę , komentujcie!
ach, i jeśli macie ochotę wejdźcie tutaj Don't look into the pas. Never <3
Dziękuje, pozdrawiam ;***
poniedziałek, 22 lipca 2013
Rozdział VI.
Widzisz jej spojrzenie? Przesiąknięte jest smutkiem, tęsknotą, czymś, czego pragnie ponad wszystko, coś, czego nigdy nie będzie miała..
Poniedziałek. Dla jednych to dzień jak co dzień, dla drugich to nowy rozdział cierpienia , a dla jeszcze innych to po prostu następny akapit w dramacie zwanym ,,Życie''. Dla Vicktorii pierwszy dzień tygodnia oznaczał pracę i przeżywanie kolejnych niesprzyjających niespodzianek, które zafunduje jej los.
Dziewczyna podniosła się z łóżka w pół do szóstej. Miała dziwne wrażenie,że bieżący dzień będzie znośny. Bez płaczu i zgrzytania zębami. Nie zwracając jednak na to uwagi wybrała z szafy czarne leginsy i luźną białą bluzkę. Po chwili była już w łazience z zamiarem ubrania się. Prawie naga stanęła przed dużym lustrem i przyglądała się swojemu ciału. Na nogach miała sporo siniaków i blizn, które spowodowane były jazdą na swoim ścigaczu.Uśmiechnęła się lekko do siebie, czując,że naprawdę kocha szaleć na tej nieokiełznanej bestii.
-Vicktoria!-blondynka usłyszała krzyk rodzicielki.-Spóźnisz się do pracy!
-Już wychodzę, mamo.-powiedziała głośniejszym głosem.
Vicki szybko ogarnęła swój wygląd i opuściła łazienkę. Weszła do salonu po torebkę, w której znajdował się jej niezbędny telefon i portfel.
-To idę.-rzuciła, wychodząc z domu.
-Trzymaj się!-usłyszała.
Otworzyła garaż,w którym stał jej ukochany motor. Można powiedzieć,że przywiązała do niego większą wartość niż do własnej rodziny, z którą od pewnego czasu prowadzi ciągłe kłótnie. To na tej maszynie czuła się wolna. Czuła,że żyje i ma władzę nad samą sobą.
Po niecałych dziesięciu minutach była już w kawiarni. Blondynka weszła na zaplecze i przywitała się z załogą,która utrzymywała lokal przy ,,życiu''. Ze wszystkich pracowników najbardziej lubiła właścicielkę, która obsługiwała klientów przy kasie fiskalnej. Była dla niej bardzo miła i przyjacielska. Jej charakter, przypominał Vicktorii charakter świętej pamięci ojca. Mieli identyczne podejście do świata i ludzi.
-Vicktorio! Telefon dzwoni w Twojej torebce.-zawołał operator pieca do ciastek, specjału tejże kawiarni.
-Mogę odebrać?-dziewczyna zapytała swoją pracodawczynie,a ta w odpowiedzi uśmiechnęła się przyjacielsko i kiwnęła potwierdzająco głową.
Vicktoria wygrzebała telefon z torby i spostrzegła,że nieznany numer próbuje się z nią połączyć. Chcąc nie chcąc postanowiła odebrać połączenie.
-Słucham?
-Hej, z tej strony Marco.-usłyszała.-Może pamiętasz mnie z tej kawiarni.
-Ach, tak pamiętam.
-No właśnie, miałabyś ochotę się może spotkać?
-Wiesz co, Marco teraz nie mogę. Jestem w pracy...
-Och, co za pech! Właśnie siedzę w tej samej kawiarni z nadzieją,że przyjdziesz.
-Chwila...Jesteś w kawiarni ,,Mutestate'' ? -zapytała ciekawa.
-Tak.
-Tak się składa,że ja pracuje w tej właśnie kawiarni. Zaraz Cię znajdę przy stoliku.-rozłączyła się nie czekając na odpowiedź. Wyszła zza lady kierując się w stronę stolików. Tuż przy oknie spostrzegła blondyna,który najwyraźniej jej szukał.
-Hej, Vicki!-zawołał.
-Cześć Marco.-uśmiechnęła się.-Przepraszam,ale zaraz muszę wracać do pracy.
-Nie ma sprawy. Cieszę się,że choć na chwilę przyszłaś. Nie wiem jak,ale znalazłem Twoją bransoletkę.
-Co? Jaką bransoletkę?-zapytała wytrzeszczając oczy,świadoma,że takiej biżuterii nie nosi.
-Taką.-wyjął pudełeczko z błyskotką.
-To pomyłka, ta bransoletka na pewno nie jest moja.-powiedziała.
-Weź ją.
-Przecież nie jest moja.-chwilę się zastanowiła nad zaistniałą sytuacją.-Kupiłeś ją?
-Rozszyfrowałaś mnie...-parsknął.-Musiałem coś wymyślić,bo głupio byłoby dawać nieznajomej dziewczynie prezent.
-Haha, racja.-zachowanie blondyna wywołało u Vicki uśmiech na twarzy.-No nic, muszę wracać...
-Zaczekaj!
-Tak?
-Weź ją i noś.-podał jej błyskotkę.
-Bardzo dziękuje to miłe,ale nie mogę...
-Bierz!-zachichotał.
-Dziękuje...
-Odezwę się jeszcze.-uśmiechnął się i odprowadził dziewczynę wzrokiem.
***
Co całym dniu pracy,Vicktoria wróciła do domu skonana. Nie miała siły by się zamartwiać,dlatego rzuciła się na kanapę. Zalegała na niej długi czas przyglądając się otrzymanemu wcześniej prezentowi. Aż nagle usłyszała dźwięk telefonu stacjonarnego. Dreszcz przeszedł jej ciało. Obawiała się,że mogą to dzwonić gangsterzy, chcący zwrotu pieniędzy w szybszym terminie.
-Tak, słucham.
-No witam, pani Becker! Tęskni pani za mężulkiem?-mężczyzna najwyraźniej nie rozpoznał w komórce głosu najstarszej z córek.- My również tęsknimy,ale za kasą ,którą od nas wziął! Jeżeli nie oddasz pieniędzy szybciej...sami je sobie weźmiemy. Wiesz, nie musi to być gotówka, przecież masz taką ładną córkę. Szkoda byłoby gdy ktoś zrobił jej krzywdę,prawda?-zadrwił.-Pilnuj jej albo oddawaj hajs w przeciwnym razie córeczka może zostać nieźle potraktowana przez stado mężczyzn.-zaśmiał się po czym Vicktoria usłyszała irytujące -Pik,pik, pik...
Oparła się o ścianę i osunęła na podłogę. Z jej oczu zaczęły spływać gorzkie, słone....łzy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
hej. Podoba się?-komentarz ;*
to dla mnie bardzo ważne. :)
Pozdrawiam Was, kochane i życzę wam tego co najlepsze ;*
Izaa.
wtorek, 16 lipca 2013
Rozdział V.
Przeszłość powraca i boli jak diabli. Pokutuje rodzina.
Płacz . Tylko to było słychać o samego rana w domu Beckerów. Około dziewiątej zadzwonił do nich wspólnik, zmarłego ojca trzech dziewczyn. Zażądał szybszej spłaty długu. Dla żony zmarłego i Victorii, najstarszej z córek oznaczało to niechybnie koniec. Megan razem z Nicole niewiele rozumiały z zaistniałej sprawy. Obie siedziały cicho w swoich pokojach. Matka natomiast wyżywała się na Vicki,która ciężko myślała jak wykombinować pieniądze.
-No i co teraz?!-krzyczała.-Odezwij się! No, pomóż mi!
Blondynka odpowiadała rozzłoszczonej i bezradnej matce ciszą. Doskonale wiedziała,że bezradność rodzi złość.
-Wrócę za godzinę.-rzekła cicho Vicki, opuszczając dom. Rodzicielka blondynki załamała ręce i zalała się litrami łez.
Dziewczyna kroczyła w stronę przystanku. Zauważyła nadjeżdżający autobus do którego wsiadła nie zastanawiając się dokąd jedzie. Wysiadła na przeciwko dużego obiektu, który kojarzyła z opowieści swojej młodszej siostry,Megan. Vicki poszła w stronę tablicy informacyjnej. Pomyślała,że może tam znajdzie rozwiązanie problemu. Ku jej zdziwieniu, znalazła je. Znalazła kartkę, na której widniała informacja o chęci zatrudnienia młodej, sprawnej dziewczyny w kawiarni. Vicki od razu zapisała numer telefonu. W pewnym sensie kamień spadł jej z serca, bo będzie mogła jakoś zarobić na spłatę długu,a z drugiej strony nadal zamartwiała się faktem,że pieniądze musi mieć naprawdę szybko. Gangster dał im czas do końca miesiąca. Vicki jednak nadal wierzyła,że uda im się oddać długi zmarłego ojca.
***
Na całe szczęście Vicktoria otrzymała pracę w kawiarni jako dziewczyna na zmywak i do pomocy.Mimo niezbyt szlachetnej nazwy,praca była dobrze wynagradzana. Pięćset euro tygodniowo zadowalało Victorię i jej matkę w stu procentach.
Dzisiejszy dzień,dziewczyna chciała spędzić na zbieraniu informacji na temat ojca. A dokładniej na temat tego czym się zajmował. Mama ostrzegła ją przed opuszczaniem domu,ale Vicktoria raczej nie czuła strachu. Wsiadła na swój motor i pojechała nim pod biura w którym pracował jej zmarły ojciec. Znała tam kilka nazwisk, przeważnie dobrych kolegów ojca. Chciała znaleźć pana Uliego Traumera z którym Becker miał świetne relacje.
-Dzień dobry.-przywitała się z sekretarką.
-Witam.
-Moje nazwisko Becker, szukam pana Traumera, jest dzisiaj w pracy?
-Jest, a byłaś umówiona?
-To ważne, muszę z nim porozmawiać!-uniosła głos.-Powie mi pani, który to pokój?
-Pan Uli jest w pokoju numer 23.-westchnęła bezradnie odprowadzając Vicki wzrokiem.
Panienka Becker była na tyle zdenerwowana całą szopką,że nawet nie odpowiedziała sekretarce. Ruszyła w stronę biura, kolegi zmarłego ojca. Niepewnie zapukała do drzwi. Po krótkiej chwili usłyszała znajomy głos.-Proszę wchodzić!
Weszła, a w myślach, szybko postawiła sobie jeden cel.-Dowiedzieć się w co wplątał się jej tata.
-Dzień dobry, nie wiem czy pan poznaje...
-Poznaje! Vicktoria,ale wyrosłaś!-zawołał radośnie.-Co Cię do mnie sprowadza,drogie dziecko?
-Wie pan, ojciec nie żyje...a ja nie wiem czym się zajmował.-mina pana Uliego zrzedła. Widocznie nie tego się spodziewał.
-Vicktoria, nie powinno Cię to interesować.-Nagle przerwał mu głos sekretarki, która pilnie wołała go na salę konferencyjną.-Muszę wyjść na piętnaście minut, poczekaj tu na mnie.
-Dobrze.-przytaknęła i poczekała aż mężczyzna opuści pokój. -Teraz albo nigdy!-pomyślała i ruszyła w stronę szafki z teczkami. Wybrała rok 2012, czyli ten w którym jej tata jeszcze tutaj pracował.
Znalazła różne papierki, świstki i umowy na których widniało ich nazwisko. Vicktoria całkiem nie rozumiała o co w nich chodzi. Bardzo różniły się od innych.Były to zupełnie inne zlecenia i zamówienia. Na pewnej kartce, ktoś spisał ręczną umowę o następującej treści :
L.Becker.
Nagle coś wpadło jej do głowy. Czy jej ojciec naprawdę mógł mieć jakieś powiązanie z narkotykami? Chwyciła za karteczkę i upchnęła ją w kieszeni czarnych rurek, a teczkę odstawiła w nienaruszonym stanie na miejsce. Wybiegła z biura nie mówiąc nic nikomu. Wsiadła na ścigacza i pomknęła do domu... Sama nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą odkryła. Nie docierało do niej...
-----------------------------------------------------------------------------
Teraz brak Marco,ale musiałam taki przejściowy rozdział ;d
Mam nadzieję,że się podoba!
Pozdrawiam, Izaa
Płacz . Tylko to było słychać o samego rana w domu Beckerów. Około dziewiątej zadzwonił do nich wspólnik, zmarłego ojca trzech dziewczyn. Zażądał szybszej spłaty długu. Dla żony zmarłego i Victorii, najstarszej z córek oznaczało to niechybnie koniec. Megan razem z Nicole niewiele rozumiały z zaistniałej sprawy. Obie siedziały cicho w swoich pokojach. Matka natomiast wyżywała się na Vicki,która ciężko myślała jak wykombinować pieniądze.
-No i co teraz?!-krzyczała.-Odezwij się! No, pomóż mi!
Blondynka odpowiadała rozzłoszczonej i bezradnej matce ciszą. Doskonale wiedziała,że bezradność rodzi złość.
-Wrócę za godzinę.-rzekła cicho Vicki, opuszczając dom. Rodzicielka blondynki załamała ręce i zalała się litrami łez.
Dziewczyna kroczyła w stronę przystanku. Zauważyła nadjeżdżający autobus do którego wsiadła nie zastanawiając się dokąd jedzie. Wysiadła na przeciwko dużego obiektu, który kojarzyła z opowieści swojej młodszej siostry,Megan. Vicki poszła w stronę tablicy informacyjnej. Pomyślała,że może tam znajdzie rozwiązanie problemu. Ku jej zdziwieniu, znalazła je. Znalazła kartkę, na której widniała informacja o chęci zatrudnienia młodej, sprawnej dziewczyny w kawiarni. Vicki od razu zapisała numer telefonu. W pewnym sensie kamień spadł jej z serca, bo będzie mogła jakoś zarobić na spłatę długu,a z drugiej strony nadal zamartwiała się faktem,że pieniądze musi mieć naprawdę szybko. Gangster dał im czas do końca miesiąca. Vicki jednak nadal wierzyła,że uda im się oddać długi zmarłego ojca.
***
Na całe szczęście Vicktoria otrzymała pracę w kawiarni jako dziewczyna na zmywak i do pomocy.Mimo niezbyt szlachetnej nazwy,praca była dobrze wynagradzana. Pięćset euro tygodniowo zadowalało Victorię i jej matkę w stu procentach.
Dzisiejszy dzień,dziewczyna chciała spędzić na zbieraniu informacji na temat ojca. A dokładniej na temat tego czym się zajmował. Mama ostrzegła ją przed opuszczaniem domu,ale Vicktoria raczej nie czuła strachu. Wsiadła na swój motor i pojechała nim pod biura w którym pracował jej zmarły ojciec. Znała tam kilka nazwisk, przeważnie dobrych kolegów ojca. Chciała znaleźć pana Uliego Traumera z którym Becker miał świetne relacje.
-Dzień dobry.-przywitała się z sekretarką.
-Witam.
-Moje nazwisko Becker, szukam pana Traumera, jest dzisiaj w pracy?
-Jest, a byłaś umówiona?
-To ważne, muszę z nim porozmawiać!-uniosła głos.-Powie mi pani, który to pokój?
-Pan Uli jest w pokoju numer 23.-westchnęła bezradnie odprowadzając Vicki wzrokiem.
Panienka Becker była na tyle zdenerwowana całą szopką,że nawet nie odpowiedziała sekretarce. Ruszyła w stronę biura, kolegi zmarłego ojca. Niepewnie zapukała do drzwi. Po krótkiej chwili usłyszała znajomy głos.-Proszę wchodzić!
Weszła, a w myślach, szybko postawiła sobie jeden cel.-Dowiedzieć się w co wplątał się jej tata.
-Dzień dobry, nie wiem czy pan poznaje...
-Poznaje! Vicktoria,ale wyrosłaś!-zawołał radośnie.-Co Cię do mnie sprowadza,drogie dziecko?
-Wie pan, ojciec nie żyje...a ja nie wiem czym się zajmował.-mina pana Uliego zrzedła. Widocznie nie tego się spodziewał.
-Vicktoria, nie powinno Cię to interesować.-Nagle przerwał mu głos sekretarki, która pilnie wołała go na salę konferencyjną.-Muszę wyjść na piętnaście minut, poczekaj tu na mnie.
-Dobrze.-przytaknęła i poczekała aż mężczyzna opuści pokój. -Teraz albo nigdy!-pomyślała i ruszyła w stronę szafki z teczkami. Wybrała rok 2012, czyli ten w którym jej tata jeszcze tutaj pracował.
Znalazła różne papierki, świstki i umowy na których widniało ich nazwisko. Vicktoria całkiem nie rozumiała o co w nich chodzi. Bardzo różniły się od innych.Były to zupełnie inne zlecenia i zamówienia. Na pewnej kartce, ktoś spisał ręczną umowę o następującej treści :
Dwa kilogramy zachodniej amfetaminy.
Zamówione przez : Michaela Neumann.Podpis
L.Becker.
Nagle coś wpadło jej do głowy. Czy jej ojciec naprawdę mógł mieć jakieś powiązanie z narkotykami? Chwyciła za karteczkę i upchnęła ją w kieszeni czarnych rurek, a teczkę odstawiła w nienaruszonym stanie na miejsce. Wybiegła z biura nie mówiąc nic nikomu. Wsiadła na ścigacza i pomknęła do domu... Sama nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą odkryła. Nie docierało do niej...
-----------------------------------------------------------------------------
Teraz brak Marco,ale musiałam taki przejściowy rozdział ;d
Mam nadzieję,że się podoba!
Pozdrawiam, Izaa
wtorek, 9 lipca 2013
Rozdział IV.
Ile szczęścia może dać jedna chmura na niebie?
Szła pewnym krokiem. Mijała wielu bardzo zagubionych w świecie ludzi. Doszła do wniosku,że sama zgubiła się w swoim życiu i nie umie nijak znaleźć drogi,która pozwoliłaby jej wieść spokojne, ułożone życie młodej dziewczyny.
Ciągle zastanawiała się skąd weźmie pieniądze na spłatę ojcowego długu. Wiedziała,że jest zmuszona pomóc matce. Zastanawiało ją jedynie to, czym zajmował się jej tata przed śmiercią. To zupełnie nie dawało jej spokoju.
Zabrała swoją siostrę Nicole od koleżanki. Dziewczynka nie chciała opuszczać rówieśniczki,więc Vicki podeszła ją sposobem i obiecała jej duże lody czekoladowe,które mała tak uwielbiała.
Victoria czasem chciała wrócić do dziecięcego wieku, w którym wszystko wydawało się prostsze. W którym człowiek cieszył się z każdej, nawet najmniejszej błahostki. Marzyła o tym by kiedyś móc się uśmiechać do wszystkich bez powodu. Chciałaby,żeby jej życie było chociaż w połowie tak pocieszne jak ta niewielka istota wędrująca ku jej boku.
Upał czasami był nie do zniesienia.Słońce grzało bardzo mocno na Dortmund. Ludzie,którzy kończyli pracę najczęściej chronili się w klimatyzowanych kawiarniach lub cukierniach.
Dziewczyny właśnie weszły do jednego z takowych lokali. Mała Nicole zasiadła przy stoliku,a Vicki poszła zamówić lody.
-Proszę księżniczko.-podała dziewczynce salaterkę z ulubionym deserem.-Smacznego!
-Dziękuje.-wyszczerzyła się do siostry,powodując tym samym uśmiech na jej twarzy.
Obie zajadały się pysznymi lodami i rozmawiały o różnych pierdółkach. Mimo,że Victoria śmiała się razem z młodszą siostrą, wcale nie była szczęśliwa. Cały czas myślała o tym, gdzie i w jaki sposób może zarobić pieniądze na spłatę długu.
W pewnym momencie spostrzegła znajomą twarz. Ujrzała osobę,której mało co nie zabiła. Do kawiarni, w towarzystwie niższego i okrąglejszego na twarzy mężczyzny, wszedł Marco. Ten sam Marco, w którym kocha się Megan. Victoria uśmiechnęła się pod nosem i kontynuowała rozmowę z Nicole. W sumie, trochę ruszało ją sumienie...Może mogłaby do niego podejść, przeprosić...
-Po co mam go przepraszać...niech lepiej sam uważa.Ja nic nie zrobiłam ..-tłumaczyła sobie w myślach.-Mógłby moje przeprosiny inaczej zinterpretować, na co mi kolejny kłopot?-myślała.
*
Jego przyjacielowi nagle zachciało się lodów z bitą śmietaną. Mario naprawdę był jak dziecko i chcąc nie chcąc Marco musiał pójść z nim do kawiarni. Blondyn jednak ucieszył się, gdy przy jednym ze stolików ujrzał śliczną blondynkę,o której opowiadał Gotze'mu. Pomyślał,że do niej zagada, lecz na początek musi pokazać ją swojemu kompanowi.
-Mario! Mario!-zaczął szturchać go łokciem.-Słyszysz?
-Co jest?-spytał rozkojarzony piłkarz.
-Spójrz na ten stolik przy oknie.-szeptał mu.
-No i ?-wzruszył ramionami.-Jakaś dziewczynka i całkiem ładna ...mmm piękność.-wytrzeszczył oczy.
-No właśnie! To ta piękność!-powiedział podekscytowany.-To ona chciała mnie zabić!
-Oj głupolu.-zaśmiał się Mario.-Idź zagadaj...
-Weź, jestem z Tobą, skompromitujesz mnie!
-Coś sugerujesz?
-Nie, skąd.-prychnął rozbawiony.-Idę!
Blondyn przemieszczał się między stolikami. Szedł wprost na wcześniej już poznaną dziewczynę,która spodobała mu się od samego początku ich znajomości. Niestety na jego drodze pojawiło się jakże bezczelne krzesło,które bezlitośnie podłożyło mu ,,haka'' pod nogi. Biedny potknął się i mało co nie wylądował na podłodze. Ku jego szczęściu, Vickotria zajęta była rozmową i wygłupami z siostrą i nie dostrzegła ślamazarnej postawy Reusa.
-Hej.-przywitał się z nią, gdy w końcu dotarł do jej stolika.
-O hej.-odpowiedziała zmieszana jego obecnością.
-Znowu się spotykamy...-mruknął lekko speszony.
-Na szczęście w lepszych okolicznościach.-uśmiechnęła się.-Przepraszam...głupio wyszło.
-Nie masz za co, przecież żyje.-zaśmiał się cicho.-Lubisz jeździć na takich maszynach?
-Kocham.-uśmiechnęła się.-To moja pasja.
-Super! Na pewno się nie nudzisz. Jesteś odważna...
-Mama mi to powtarza...Ciągle mówi ,,to może się źle skończyć...''.-zacytowała rodzicielkę.-Ale mnie to nie rusza...
-Martwi się o Ciebie, to zrozumiałe...
-Mhm...możliwe.-westchnęła.-Zupełnie zapomniałam! Jestem Victoria..
-Piękne imię.-stwierdził uśmiechnięty.-Ja jestem Marco.
-Miło mi.-uśmiechnęła się.-A to jest moja siostra Nicole.-pogłaskała dziewczynkę po włoskach.
-Ooo jakaś Ty słodka.-uśmiechnął się do małej.-Wasza mama to chyba ładna kobieta...
-Czemu tak sądzisz?
-Ma śliczne córki.
-Oj tam...-Vicki się zmieszała i spuściła wzrok.
-Vicktoria!-odezwała się Nicole.-Ja chcę do domu...
-Już idziemy.-dziewczyna wstała z miejsca.
-Dasz mi swój numer?-zapytał z nadzieją Reus.
-Dobrze.-uśmiechnęła się i niepewnie zapisała mu numer w jego smartphonie.-To cześć!
-Hej...mam nadzieję,że się jeszcze spotkamy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam serdecznie!
Drogie czytelniczki...
Jak już wiecie, teraz ja będę prowadziła tego bloga.
Mam nadzieję,że nadal będziecie czytały to opowiadanie. Monika, po prostu straciła wenę i poprosiła mnie o kontynuacje...mam nadzieję,że podołam.
Rozdziały będę dodawała raz w tygodniu, o ile oczywiście nie opuści mnie wena.
Ten rozdział dodaje by zadać wam kluczowe pytanie ....
Będziecie czytały kontynuacje opowiadania Moniki Goetze ?
Proszę o komentarze z odpowiedziami :)
Pozdrawiam Izaa TarnoŚ.
Szła pewnym krokiem. Mijała wielu bardzo zagubionych w świecie ludzi. Doszła do wniosku,że sama zgubiła się w swoim życiu i nie umie nijak znaleźć drogi,która pozwoliłaby jej wieść spokojne, ułożone życie młodej dziewczyny.
Ciągle zastanawiała się skąd weźmie pieniądze na spłatę ojcowego długu. Wiedziała,że jest zmuszona pomóc matce. Zastanawiało ją jedynie to, czym zajmował się jej tata przed śmiercią. To zupełnie nie dawało jej spokoju.
Zabrała swoją siostrę Nicole od koleżanki. Dziewczynka nie chciała opuszczać rówieśniczki,więc Vicki podeszła ją sposobem i obiecała jej duże lody czekoladowe,które mała tak uwielbiała.
Victoria czasem chciała wrócić do dziecięcego wieku, w którym wszystko wydawało się prostsze. W którym człowiek cieszył się z każdej, nawet najmniejszej błahostki. Marzyła o tym by kiedyś móc się uśmiechać do wszystkich bez powodu. Chciałaby,żeby jej życie było chociaż w połowie tak pocieszne jak ta niewielka istota wędrująca ku jej boku.
Upał czasami był nie do zniesienia.Słońce grzało bardzo mocno na Dortmund. Ludzie,którzy kończyli pracę najczęściej chronili się w klimatyzowanych kawiarniach lub cukierniach.
Dziewczyny właśnie weszły do jednego z takowych lokali. Mała Nicole zasiadła przy stoliku,a Vicki poszła zamówić lody.
-Proszę księżniczko.-podała dziewczynce salaterkę z ulubionym deserem.-Smacznego!
-Dziękuje.-wyszczerzyła się do siostry,powodując tym samym uśmiech na jej twarzy.
Obie zajadały się pysznymi lodami i rozmawiały o różnych pierdółkach. Mimo,że Victoria śmiała się razem z młodszą siostrą, wcale nie była szczęśliwa. Cały czas myślała o tym, gdzie i w jaki sposób może zarobić pieniądze na spłatę długu.
W pewnym momencie spostrzegła znajomą twarz. Ujrzała osobę,której mało co nie zabiła. Do kawiarni, w towarzystwie niższego i okrąglejszego na twarzy mężczyzny, wszedł Marco. Ten sam Marco, w którym kocha się Megan. Victoria uśmiechnęła się pod nosem i kontynuowała rozmowę z Nicole. W sumie, trochę ruszało ją sumienie...Może mogłaby do niego podejść, przeprosić...
-Po co mam go przepraszać...niech lepiej sam uważa.Ja nic nie zrobiłam ..-tłumaczyła sobie w myślach.-Mógłby moje przeprosiny inaczej zinterpretować, na co mi kolejny kłopot?-myślała.
*
Jego przyjacielowi nagle zachciało się lodów z bitą śmietaną. Mario naprawdę był jak dziecko i chcąc nie chcąc Marco musiał pójść z nim do kawiarni. Blondyn jednak ucieszył się, gdy przy jednym ze stolików ujrzał śliczną blondynkę,o której opowiadał Gotze'mu. Pomyślał,że do niej zagada, lecz na początek musi pokazać ją swojemu kompanowi.
-Mario! Mario!-zaczął szturchać go łokciem.-Słyszysz?
-Co jest?-spytał rozkojarzony piłkarz.
-Spójrz na ten stolik przy oknie.-szeptał mu.
-No i ?-wzruszył ramionami.-Jakaś dziewczynka i całkiem ładna ...mmm piękność.-wytrzeszczył oczy.
-No właśnie! To ta piękność!-powiedział podekscytowany.-To ona chciała mnie zabić!
-Oj głupolu.-zaśmiał się Mario.-Idź zagadaj...
-Weź, jestem z Tobą, skompromitujesz mnie!
-Coś sugerujesz?
-Nie, skąd.-prychnął rozbawiony.-Idę!
Blondyn przemieszczał się między stolikami. Szedł wprost na wcześniej już poznaną dziewczynę,która spodobała mu się od samego początku ich znajomości. Niestety na jego drodze pojawiło się jakże bezczelne krzesło,które bezlitośnie podłożyło mu ,,haka'' pod nogi. Biedny potknął się i mało co nie wylądował na podłodze. Ku jego szczęściu, Vickotria zajęta była rozmową i wygłupami z siostrą i nie dostrzegła ślamazarnej postawy Reusa.
-Hej.-przywitał się z nią, gdy w końcu dotarł do jej stolika.
-O hej.-odpowiedziała zmieszana jego obecnością.
-Znowu się spotykamy...-mruknął lekko speszony.
-Na szczęście w lepszych okolicznościach.-uśmiechnęła się.-Przepraszam...głupio wyszło.
-Nie masz za co, przecież żyje.-zaśmiał się cicho.-Lubisz jeździć na takich maszynach?
-Kocham.-uśmiechnęła się.-To moja pasja.
-Super! Na pewno się nie nudzisz. Jesteś odważna...
-Mama mi to powtarza...Ciągle mówi ,,to może się źle skończyć...''.-zacytowała rodzicielkę.-Ale mnie to nie rusza...
-Martwi się o Ciebie, to zrozumiałe...
-Mhm...możliwe.-westchnęła.-Zupełnie zapomniałam! Jestem Victoria..
-Piękne imię.-stwierdził uśmiechnięty.-Ja jestem Marco.
-Miło mi.-uśmiechnęła się.-A to jest moja siostra Nicole.-pogłaskała dziewczynkę po włoskach.
-Ooo jakaś Ty słodka.-uśmiechnął się do małej.-Wasza mama to chyba ładna kobieta...
-Czemu tak sądzisz?
-Ma śliczne córki.
-Oj tam...-Vicki się zmieszała i spuściła wzrok.
-Vicktoria!-odezwała się Nicole.-Ja chcę do domu...
-Już idziemy.-dziewczyna wstała z miejsca.
-Dasz mi swój numer?-zapytał z nadzieją Reus.
-Dobrze.-uśmiechnęła się i niepewnie zapisała mu numer w jego smartphonie.-To cześć!
-Hej...mam nadzieję,że się jeszcze spotkamy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam serdecznie!
Drogie czytelniczki...
Jak już wiecie, teraz ja będę prowadziła tego bloga.
Mam nadzieję,że nadal będziecie czytały to opowiadanie. Monika, po prostu straciła wenę i poprosiła mnie o kontynuacje...mam nadzieję,że podołam.
Rozdziały będę dodawała raz w tygodniu, o ile oczywiście nie opuści mnie wena.
Ten rozdział dodaje by zadać wam kluczowe pytanie ....
Będziecie czytały kontynuacje opowiadania Moniki Goetze ?
Proszę o komentarze z odpowiedziami :)
Pozdrawiam Izaa TarnoŚ.
poniedziałek, 8 lipca 2013
Info.
Drogie czytelniczki, nadeszła chwila gdy autorka straciła wenę na dobre, chęci i sens również. Nie potrafię już pisać, ostatnio nie umiem wymyślić ani jednego krótkiego zdania. Dlatego najlepiej jest skończyć. Ja odchodzę, ale opowiadanie zostaje. Początkowo chciałam je zawiesić, ale nie ma się co oszukiwać, będziecie tygodniami czekały aż ja raczę coś napisać. Więc pomyślałam usunę albo oddam. Postanowiłam, że oddam to opowiadanie. Tak więc dalej pisała będzie Iza Tarnoś. Opowiedziałam jej co i jak. Przekazałam wszystkie pomysły - to co zaplanowałam. Ona zrobi z tym co zechce, teraz wszystko zależy od Niej, może iść moimi pomysłami, ale może też napisać wszystko według własnego uznania. Mam tylko nadzieję, że Ona nie zawiedzie Was tak jak ja to zrobiłam, za co bardzo przepraszam....
Dziękuję Ci bardzo Izka, że podjęłaś się tego zadania, wiem, że masz swoje sprawy, a mimo to zdecydowałaś się kontynuować to co ja zaczęłam.
Was jeszcze raz bardzo przepraszam, dopiero zaczęłam, a już kończę. Również dziękuję za czytanie poprzedniego bloga i wszystkie komentarze.
Może pewnego dnia wrócę z nowym opowiadaniem. Może... Nie chcę nic obiecywać, przejechałam się na tym już wiele razy, w rzeczywistości również..
Szkoda mi odchodzić, ale tak będzie lepiej. Jeszcze raz dziękuję i przepraszam.
Ja się żegnam, ale witamy Izę :) Wierzę w Ciebie, dasz sobie rade. Rób z tym opowiadaniem co Ci się tylko podoba. A ja od czasu do czasu wejdę i przeczytam lepszą część tego opowiadania.
Dziękuję...
Dziękuję Ci bardzo Izka, że podjęłaś się tego zadania, wiem, że masz swoje sprawy, a mimo to zdecydowałaś się kontynuować to co ja zaczęłam.
Was jeszcze raz bardzo przepraszam, dopiero zaczęłam, a już kończę. Również dziękuję za czytanie poprzedniego bloga i wszystkie komentarze.
Może pewnego dnia wrócę z nowym opowiadaniem. Może... Nie chcę nic obiecywać, przejechałam się na tym już wiele razy, w rzeczywistości również..
Szkoda mi odchodzić, ale tak będzie lepiej. Jeszcze raz dziękuję i przepraszam.
Ja się żegnam, ale witamy Izę :) Wierzę w Ciebie, dasz sobie rade. Rób z tym opowiadaniem co Ci się tylko podoba. A ja od czasu do czasu wejdę i przeczytam lepszą część tego opowiadania.
Dziękuję...
środa, 26 czerwca 2013
Rozdział III
"Zamknij oczy, ale nie
umieraj. Masz prawo do płaczu, a potem wstań i walcz o następny dzień.
"
- Nie uwierzysz. -
Nie mogła powstrzymać śmiechu. - Właśnie o mało nie rozjechałam twojego
męża.
- Hahaha. Bardzo
zabawne. - Zignorowała starszą siostrę. - A teraz wybacz, śpieszę się do
szkoły. - Rzuciła mijając ją w drzwiach.
- Ach czyli nie
chcesz wiedzieć co u Twojego blondyna? Spoko. - Wzruszyła ramionami.
- Mówisz poważnie? -
Zatrzymała się, przyglądając się Victorii.
- Tak.
- Oszalałaś?!
Poważnie spotkałaś Reusa?! Nic mu nie jest ?! - Panikowała.
- Haha spokojnie,
jest cały i zdrowy.
- Nie to niemożliwe.
Ja całe dnie spędzam na mieście, że może go spotkam, a ty ot tak o mało go nie
potrąciłaś ?!
- Mhm, właśnie tak. -
Uśmiechnęła się widząc gestykulującą Megan.
- Zabije cie ! -
Wysyczała.
- Zabijesz ją
później, a teraz marsz do szkoły. - Wtrąciła się matka dziewcząt.
- Ale... Okey. -
Odparła zrezygnowana i wyszła.
- O co ta cała afera?
- Kobieta zwróciła się do najstarszej córki.
- Wiesz, złości się,
że to nie jej, a mi dane było spotkać jej idola. - Zaśmiała się i ruszyła za
matką do kuchni.
Dziewczyna
spodziewała się takiej reakcji siostry, nie ukrywa, że ją to rozbawiło. Nie zna
tego piłkarza, ale dzisiejsza sytuacja poprawiła jej humor i cieszy się, że w
pewnym sensie dogryzła Megan, która za każdym razem uprzykrzała jej życie.
To pokazywało jak
bardzo życie jest niesprawiedliwe. Megan marzy o spotkaniu blondyna, chociaż
zobaczeniu go z daleka. Natomiast Victoria nie widzi w tym nic niezwykłego, a
to jej trafiło się spotkanie z nim. Może nie było to nic szczególnego, ale
zdaje sobie sprawę z tego, że jej siostra zabiłaby chociaż za chwilę przy boku
Reusa. Mimo, że pomiędzy siostrami nie zawsze było kolorowo to
dziewiętnastolatka życzyła siostrze, by spełniła swoje marzenia. Bo w końcu
każdy na tu zasługuje...nieprawdaż? Właśnie to od dawna trapiło Victorię. Czy
kiedyś będzie szczęśliwa? Zapomni o problemach i zacznie spełniać marzenia,
walczyć o swoje? Musi być silna i sobie poradzi. Właśnie teraz zamierza zrobić
krok ku temu. Pragnie dowiedzieć się prawdy o wypadku ojca i Jamesa. Dopiero
wtedy będzie mogła zacząć żyć własnym życiem, nie przejmując się problemami.
Zacznie od rozmowy z matką na temat wczorajszego telefonu. Nie wiedzieć czemu
prześladuje ją wrażenie, że to może mieć związek z wydarzeniem sprzed roku.
- Mamo. - Zaczęła. -
Chciałam porozmawiać, bo dzwonił ktoś.. jakiś mężczyzna do mnie, znaczy do
ciebie ale na mój numer. Gdy dowiedział się, że to nie ty, a ja to jakoś
dziwnie się zaśmiał. Nie wiem czy to ma
jakieś znaczenie czy nie... - Przerwała, bo matka dziwnie na nią spoglądała. -
Nieważne. Kazał przekazać, że masz czas do końca tygodnia. - Dokończyła na
jednym wdechu i spojrzała na matkę, która znacznie się zdenerwowała. - W
porządku ?
- Tak. - Odwróciła
głowę tak by córka nie widziała jej twarzy. - Mówił coś jeszcze? - Wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Nie. Powiedział, że
był znajomym taty i coś o interesach, nic więcej, ale widzę, że wiesz o kogo i
o co chodzi. - Przez chwilę obserwowała matkę, lecz widząc ból w jej oczach,
ponownie się odezwała. - Mamo, o co chodzi?
- O nic.
- Przecież widzę, o
jaki czas mu chodziło? Powiedz mi, jestem dorosła i chce ci pomóc.
- Muszę mu oddać
pieniądze.
- Pieniądze?
- Dług. Ojciec się
zadłużył, teraz musimy to spłacić. - Wyszeptała przez łzy. Victoria nie
dowierzała. Jej ojciec i długi ?
- Ile?
- Nieważne, jakoś
zdobędę te pieniądze. Teraz najważniejsze jesteście wy. Pilnuj sióstr i więcej
nie odbieraj telefonów od tego człowieka. - Podeszła do córki i ucałowała ją w czoło.
- To jakiś żart? -
Wypaliła ocierając łzy.
- Niestety nie.
- Boże, poradzimy
sobie. Tylko powiedz mi ile jesteśmy mu winne?
- Dziesięć tysięcy,
ale ja dam radę. Naprawdę.
- Jakoś załatwię te
pieniądze. - Wyszła do przedpokoju i zaczęła zakładać buty.
- Dokąd idziesz?!
- Spokojnie, idę
odebrać Nicole od koleżanki, później zastanowię się jak zdobyć tą kasę.
Poszukam pracy. Damy radę, obiecuję. - Objęła matkę i wyszła.
Całą drogę
zastanawiała się nad wszystkim czego się właśnie dowiedziała. Jak to możliwe,
że jej ojciec miał długi, które teraz jej matka musi spłacać, a co gorsza nie
ma z czego. Kobieta pracuje całymi dniami, ale to nie wystarcza. Victorię dręczyło, że to może zaczęło się już
dawno temu i właśnie niespłacone długi są przyczyną tego, że nie ma teraz przy
niej jej chłopaka i ojca. Bała się, że teraz jej siostrom, mamie i jej samej
może coś grozić. Jeszcze nie wie jak, ale zdobędzie potrzebną sumę
pieniędzy. Jej celem jest wyjście z
tego. Zapewnienie rodzinie spokojnego, szczęśliwego życia.
*
Usłyszał dźwięk
przekręcanego klucza w zamku, podniósł się z kanapy i stanął przed wchodzącym
właśnie blondynem.
- Mario ?! - Zdziwił
się na widok przyjaciela. - Co ty tu robisz?
- Mieszkam? Też miło
cię widzieć. - Objął go.- Ale przecież byłeś w Monachium.
- Owszem, ale
przyjechałem do kumpla w potrzebie. Myślałem jednak, że będziesz bardziej
przybity po tym jak Caroline cie rzuciła.
- Bo byłem, ale w
drodze do twojego mieszkania o mal nie zabiła mnie śliczna blondynka no i chyba
się zakochałem. - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy.
- Zaśmiał się. - Zostaw walizkę i chodź na miasto, musisz mi wszystko
opowiedzieć. - Objął Marco ramieniem i wyszli kierując się do centrum.
- Jasne. Dobrze, że
przyjechałeś.
----------------------------------------------------------------------------
Takie coś mi wyszło. Napisałam i jest wcześniej, jak mi się uda to i w weekend możecie spodziewać się kolejnego rozdziału :)
Jutro zakończenie roku. Uff w końcu ;3
Pozdrawiam :*
sobota, 22 czerwca 2013
Rozdział II
" Ta dziewczyna to anioł, a to co przeżywa to piekło. Mimo to jedyne co wyczytasz z jej twarzy to piękno."
- Ach, młoda Becker.... - Usłyszała przerażający śmiech. Nic nie rozumiała.
- O co chodzi? - Powtórzyła poddenerwowana. - Kim pan jest?
- Powiedzmy, że dawnym znajomym twojego ojca, miło robiło się z nim interesy....
- Interesy?
- Nie ważne... - Zmienił ton na zimny. Był widocznie zły. - Przekaż matce, że ma czas do końca tygodnia. - Rozłączył się.
Victoria opadła na łóżko i zastanawiała się o co chodziło temu mężczyźnie. Jakie interesy ? Czas do końca tygodnia? Zaniepokoiło ją to i postanowiła wypytać o wszystko matkę, gdy ta tylko wróci z pracy. Musiała poczekać jedynie dwie godziny, zdawała sobie sprawę z tego, że kobieta będzie zmęczona ale myśli nie dawały jej spokoju. Plany pokrzyżował jej fakt, że niespodziewanie zasnęła i nawiedził ją niekoniecznie miły sen.
Był wieczór. Wychodziła właśnie z jakiegoś klubu tętniącego życiem. Dziwne, Victoria nie chodziła do takich miejsc, ale nie była to ta sama dziewczyna. Ta była bardziej radosna, otwarta i szczęśliwa. Co sprawiło jej takie szczęście?
Nagle uśmiech zniknął jej z twarzy, krążyła ciemnymi uliczkami Dortmundu, których nie znała. Zgubiła się. Wyciągnęła telefon i zaczęła przeszukiwać listę kontaktów, pewnie wybrała jeden z numerów i zadzwoniła. Kim była zaufana osoba do, której dzwoniła? Nie wiadomo, szczegóły były niewyraźne. Niespodziewanie usłyszała za sobą szyderczy śmiech, tak się przestraszyła, że telefon wypadł jej z ręki i roztrzaskał się w drobny mak. Nim odbiorca zdążył odebrać. Zaczęła się rozglądać, nic nie widziała. Po chwili ujrzała sylwetkę zbliżającą się w jej stronę, starszy mężczyzna po czterdziestce. Nagle wszystko się rozjaśniło, wyraźnie widziała jego twarz i wszystko wokół, jakby ktoś zaświecił światło, jednak niebo nadal było ciemne, a gdzieniegdzie migotały pojedyncze gwiazdy. Zdała sobie sprawę z tego, że mężczyzna nie ma dobrych zamiarów. Zerwała się by uciekać, niestety złapał ją. Poczuła jego duże, silne dłonie błądzące po jej ciele. Chciała krzyknąć, ale nie mogła, strach ją sparaliżował. Mężczyzna stawał sie coraz bardziej nachalny, przycisnął ją do ściany i już nic nie mogła zrobić. Usłyszała przyjazny,dobrze znany jej głos. Poczuła ulgę, jakby umierała spełniona. Wszystko zaczęło wirować wokół niej. Słyszała krzyki, ale jakby z daleka, mimo, że wszystko działo się metr od niej. Ocknęła się gdy widziała, że jej oprawca uciekał, a jej wybawiciel mocno ją obiął.
-Już wszystko dobrze, nic ci nie jest ? - Zapytał, ostrożnie odsuwając się od niej. Teraz ujrzała jego łagodne rysy twarzy i poczuła się bezpiecznie tuląc się do bliskiej dla niej osoby.
-Dziękuje. - Wyszeptała i nieoczekiwanie straciła przytomność.
W tym momencie się obudziła. Ze strachem w oczach usiadła na łóżku i spojrzała na godzinę. Zegarek wskazywał 4:01. Zabrała telefon i zeszła do kuchni po szklankę wody.
- Nie śpisz? - Usłyszała głos matki.
- Mamo przestraszyłaś mnie. Nie, miałam sen i... nieważne przyszłam się napić. - Odparła nalewając do kubka wody.
- Ja nie mogę spać, ale już idę. - Ucałowała córkę w czoło i już miała odchodzić.
- Mamo. - Zatrzymała ją. - Wieczorem dzwonił jakiś mężczyzna i ...- Zacięła się przypominając sobie jego śmiech i tego mężczyzny ze snu. Były identyczne i przyprawiały ją o dreszcze. Skarciła się w myślach za takie porównywanie.
-W porządku ? - Matka zauważyła grymas na jej twarzy.
- Yhm tak, nieważne. Pogadamy rano. Idę spać, dobranoc. - Szybko wyminęła rodzicielkę i wróciła do swojego pokoju. Usiadła na ukochanym parapecie i wróciła myślami do snu, a raczej do śmiechu mężczyzny. Idiotka. Porównywała głosy mężczyzn, których kompletnie nie znała. Jednak wydawało jej się, że nie może ot tak o tym zapomnieć i odegra to w jej życiu jakąś rolę. Bała się własnych myśli. Odstawiła kubek, zeszła z parapetu i powędrowała do łazienki. Wzięła zimny prysznic, założyła ulubioną bluzę i równo o 5 rano wybiegła z domu. Wyciągnęła z garażu nieużywanego przez jakiś czas ścigacza i pewnie na niego wsiadła. Po chwili dumnie mknęła pustymi jeszcze ulicami Dortmundu rozmyślając o swoim życiu i niestety też o śnie, który nie dawał jej spokoju. Pędziła ciesząc się wolnością gdy nagle jej oczom ukazał się samotny człowiek przechodzący przez ulicę, a raczej spacerujący po niej. Chciała go wyminąć lecz to na nic, wtedy na pewno nie wyszedłby z tego cało. Uliczka była wąska, a po jednej stronie stał samochód. Zatrzymała się z piskiem opon niecały metr przed nim.
*
Przechodził właśnie spokojnie przez ulicę ciągnąc za sobą walizę gdy nagle ujrzał rozpędzoną maszynę jadącą wprost w niego. Stanął jak wryty i nie wiedział co zrobić, spodziewał się najgorszego. Już chciał krzyczeć na kierowcę, który cudem zatrzymał się przed jego nosem, gdy spostrzegł, że osoba zsiadająca ze ściągacza to kobieta. Zdjęła kask i jego oczom ukazała się piękna długowłosa blondynka. Wpatrywał się w nią jak w obrazek. Doszedł do wniosku, że jeżeli miłość od pierwszego wejrzenia istnieje to on właśnie się zakochał.
*
- Jak chodzisz? - Krzyknęła rozzłoszczona. Nie usłyszała odpowiedzi. - Ogłuchłeś?!- Nie. przepraszam. - Wydusił niemrawo, co bardzo zdziwiło Victorię. Spodziewała się co najmniej krzyków i wzywania policji. Jednak on miło ją zaskoczył. Roześmiała się i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie rozumiem ludzi. - Szepnęła pod nosem i szybko odjechała nie przejmując się nadal stojącym na środku drogi mężczyzną. Najwidoczniej nic mu nie było, może poza małym szokiem.
Do domu wróciła przed 7, zaparkowała ukochaną maszynę i weszła do środka. Zdjęła bluzę i pokierowała się w stronę kuchni, a tam spotkała matkę.
- Hej.
- No cześć. Gdzie byłaś?
- Byłam się przejechać. - Odparła dumnie. - Nic nie daje mi takiego spokoju.
- Kiedyś źle się to skończy. - Pokręciła głową. - Vicki nie chciałaś ze mną porozmawiać o czymś?
- Ach tak. - Przypomniała sobie. - Ale zaraz, najpierw pójdę do łazienki. - Odparła. Idąc do łazienki przechodziła obok pokoju Megan. Odruchowo się przy nim zatrzymała, przez uchylone drzwi widziała szykującą się do szkoły siostrę.
- Co jest ? - Zapytała piętnastolatka. Victoria weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wzrok zatrzymała na ścianie nad łóżkiem, która obklejona była plakatami. Olśniło ją, wtedy była zbyt rozzłoszczona zaistniałą sytuacją, ale teraz do niej to dotarło.
- Nie będziesz zadowolona. - Zaśmiała się kręcąc głową.
- Nie będę jak zaraz nie wyjdziesz. - Odpysknęła.
- Nie uwierzysz. - Nie mogła powstrzymać śmiechu. - Właśnie o mało nie rozjechałam twojego męża.
----------------------------------------------------------------------------
Uff wymęczyłam. Kochane opuściła mnie wena, ale stwierdzam, ze wraz z końcem tego rozdziału do mnie powróciła i chętnie pisałabym dalej ale obowiązki wzywają. Na szczęście już niedługo będę mogła powitać wymarzone wakacje. Na żadne tak długo nie czekałam.
No i Lewy się dziś ożenił. Mimo, że jakoś specjalnie za nim nie przepadam, to życzę szczęścia młodej parze ;).
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu ;)
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Info.
Przepraszam bardzo, że w weekend nie pojawił się rozdział. Niestety nie miałam dostępu do laptopa, a w tygodniu mam bardzo dużo nauki. Postaram się zrobić wszystko, by rozdział pojawił się w piątek.
Jeszcze raz przepraszam i łącze się w bólu z tymi, którzy również mają tyle poprawek. -.-
niedziela, 9 czerwca 2013
Rozdział I
*Tutaj gdzie żyjemy ból nie ma końca, cierpienia nowy rozdział.*
Siedziała właśnie na parapecie i tępo wpatrywała się w ludzi spacerujących po drugiej stronie ulicy. Zastanawiało ją jak to jest mieć spokojne, normalne życie i czy może na takowe liczyć. Czy gdyby dowiedziała się prawdy o tamtym tragicznym wypadku to zmieniło by to coś? Jej życie stałoby się lepsze? Ostatnio w jej życiu było zbyt wiele pytań. Mnóstwo pytań, a żadnej odpowiedzi.
Znów poczuła łzę spływającą po jej policzku. Od kilku miesięcy nie było dnia, by nie uroniła żadnej łzy i nie użalała się nad sobą. Za każdym razem było tak samo, bolesne wspomnienia i łzy stały się częścią jej życia. Nagle do pokoju wparowała jej rodzicielka, która jak zwykle widząc przybitą córkę załamała się.
-Znów to samo? - Podeszła do córki i pogłaskała ją po głowie.
-Myślisz, że kiedyś o tym zapomnę? - Zignorowała pytanie matki. - Bo ja wątpię. - Spojrzała smutno na kobietę.
-Nie zapomnisz, ale ból minie. Ułożysz sobie życie i będziesz szczęśliwa. Dokończysz obiad? Muszę iść do pracy.
-Tak, zaraz zejdę. Mamo, ja znajdę pracę, pomogę ci. - Odparła schodząc z parapetu i spoglądając na matkę.
-Na razie dajemy radę. Idę, a ty pilnuj dziewczynek. Pa.
-Pa. - Pożegnała się z matką, zabrała telefon i zeszła do kuchni, gdzie czekały już na nią młodsze siostry. Megan męczyła się z pracą domową z matematyki, a Nicole przyglądała się jej.
-No w końcu. Kiedy obiad? - Spytała zdenerwowana piętnastolatka.
-Jak się ugotuje. - Odparła zaglądając do naczynia stojącego na kuchence.
-Zabawne.
-Też tak sądzę. Co robisz? - Usiadła przy stole.
-Matmę. Może odrobisz za mnie?
-Zwariowałaś. - Zaśmiała się. - Ja w twoim wieku sama się męczyłam, nie miałam starszej siostry.
-Do mnie masz o to pretensje? Do ojca powinnaś.... - Nie dokończyła.
-Powiedz tak jeszcze raz, a zapomnę, że jesteś moją siostrą. - Pogroziła jej. - Nicole idź się na razie pobaw.
-Okey. - Dziewczynka pobiegła do swojego pokoju.
-I czego się wściekasz?
-Może ciebie nie obchodzi fakt, że nie masz już ojca, może ci to nie przeszkadza. Okey, ale nie musisz przy mnie tego okazywać.
-Chodzi ci tylko o ojca, czy może jednak o Jamesa? Co, boisz się, że już nikt nie zechce takiej idiotki ?
-Ty się martw o siebie, bo póki co to ty nawet do następnej klasy możesz nie zdać.
-Odezwała się mądra, skończyłaś już szkołę to uważasz się za najdojrzalszą.
-Od ciebie na pewno jestem dojrzalsza. - Zaśmiała się nalewając zupę.
-Tym nikomu nie zaimponujesz. Spójrz na mnie, ja niedługo będę żoną jakiegoś bogatego przystojniaka. - Odparła poprawiając włosy, co wywołało u Victorii atak śmiechu.
-Tak, tak, już to widzę. Jedz, ja idę po Nicole. - Podała talerz siostrze i pobiegła na górę.
Po skończonym posiłku Victoria pozmywała naczynia, odprowadziła sześcioletnią siostrę do jej koleżanki i gdy wróciła ponownie zaszyła się w swoim pokoju. Założyła słuchawki, włączyła ulubioną piosenkę i położyła się na łóżku. Gdy już powoli zasypiała usłyszała krzyki z pokoju jej siostry. Zerwała się i niechętnie pobiegła do Megan.
-Paznokieć ci się złamał, czy co ? - Zapytała z udawanym przejęciem, siostra odwzajemniła się jej zimnym spojrzeniem.
-Udam, że tego nie słyszałam.Patrz ! - Wskazała na telewizor.
-No i co ?
-No ON!
-Kto? - Zapytała śmiejąc się.
-Marco.
-Ach, ten twój przyszły mąż?
-Mhm. - Odparła rozmarzona.
-Ty go nawet nigdy nie spotkasz.
-Dortmund nie jest aż taki wielki .
-Równie dobrze mógłby mieszkać na przeciwko nas, ale znając twoje szczęście...
-Będziesz się śmiać jak będziesz tańczyć na naszym weselu ! - Obraziła się.
-Nie mogę się doczekać. - Zaśmiała się i wróciła do swojego pokoju. Megan natomiast dalej wpatrywała się w ekran telewizora i marzyła o spotkaniu piłkarza. Najłatwiej byłoby pójść na mecz, ale co ciekawego jest w oglądaniu dwudziestu dwóch biegających za piłką, spoconych facetach, a nawet gdyby chciała ich obejrzeć to nie ma na to pieniędzy.
*
Wróciła do pokoju i wzięła laptopa na kolana. Zaczęła przeglądać różne ogłoszenia z nadzieją, że znajdzie jakąś pracę i będzie mogła pomóc matce. Jej poszukiwania przerwał dzwoniący telefon. Odłożyła laptopa i zrezygnowana sięgnęła po komórkę. Numer nieznany, jednak postanowiła odebrać.
-Słucham?
-Witam, dodzwoniłem się do Evy Becker? - Usłyszała męski zachrypnięty głos.
-Nie, jestem jej córką. O co chodzi?
-Ach, młoda Becker.... - Usłyszała przerażający śmiech. Nic nie rozumiała.
-Słucham?
-Witam, dodzwoniłem się do Evy Becker? - Usłyszała męski zachrypnięty głos.
-Nie, jestem jej córką. O co chodzi?
-Ach, młoda Becker.... - Usłyszała przerażający śmiech. Nic nie rozumiała.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Taki nudny, wprowadzający abyście poznały trochę bohaterów. Wymęczyłam 3 dni ale w końcu udało się dodać. Śpieszyłam się jak mogłam, codziennie burza i nie mam kiedy wejść na kompa.
Ostatnio nie ma we mnie życia. Kolejny rozdział zapewne za tydzień, będzie tak dopóki będę musiała męczyć się ze szkołą. Później gdy już będę miała czas możliwe, że rozdziały będą częściej, ale to nic pewnego.
Chce już wakacje, mieć czas na wszystko i spokojnie czekać do sierpnia na rozpoczęcie sezonu <3.
Ach i wczoraj Marcel i Jenny wzięli ślub kościelny ;3 Także życzymy szczęścia.
Cudni są.
wtorek, 4 czerwca 2013
Prolog.
Dortmund - miasto, w którym mieszka 19 letnia Victoria wraz z matką i dwoma młodszymi siostrami - 15 letnią Megan i 6 letnią Nicole. Zamknięta w sobie od pewnego czasu. Rok temu straciła dwóch ważnych dla niej mężczyzn, jej ojca i chłopaka - Jamesa. Zginęli w "wypadku samochodowym". Policja stwierdziła, że to nie był przypadek lecz morderstwo. Wierzy w to ? Nie chce. Adrenalina pomaga uciec jej od dręczących jej myśli, kocha szybką jazdę i ścigacza, którego dostała od ojca na krótko przed jego śmiercią. Pomaga jej to odstresować się , zapomnieć, a czasami daje nadzieję, że jej życie też niedługo może się skończyć, a wraz z tym jej wszystkie problemy. Śmierć dla niej ważnych dwóch osób kompletnie ją zmieniła. Stała się nieufna wobec innych, pyskata i zła na cały świat, bo niby dlaczego akurat ją musiało to dotknąć? Za jakie grzechy ?
Każdego dnia obserwuje ludzi spacerujących po ulicach jej ukochanego miasta. Widzi szczęśliwe rodziny i zakochane pary, wie, ze już nigdy nie pokocha nikogo tak jak kochała Jamesa. Gdyby mogła skończyłaby ze sobą, ale nie chce zostawiać matki i sióstr. Zdaje sobie sprawę z tego, że jej odejście wcale nie ułatwi im życia. Jednak każdego dnia przytrafia jej się coś, co tylko popycha ją w tamtą stronę.Czym zasłużyła sobie na takie życie? Dlaczego na każdym kroku spotyka ją niepowodzenie, a każdy kogo pozna chce ją skrzywdzić?
Co za zło kryje się na tym świecie? I czy kiedyś nadejdą lepsze dni ?
--------------
Mamy epilog, wcześniej niż miał być ale doszłam do wniosku, że dodam go już dnia dzisiejszego. W piątek lub sobotę możecie spodziewać się pierwszego rozdziału ;)
Pozdrawiam.
Każdego dnia obserwuje ludzi spacerujących po ulicach jej ukochanego miasta. Widzi szczęśliwe rodziny i zakochane pary, wie, ze już nigdy nie pokocha nikogo tak jak kochała Jamesa. Gdyby mogła skończyłaby ze sobą, ale nie chce zostawiać matki i sióstr. Zdaje sobie sprawę z tego, że jej odejście wcale nie ułatwi im życia. Jednak każdego dnia przytrafia jej się coś, co tylko popycha ją w tamtą stronę.Czym zasłużyła sobie na takie życie? Dlaczego na każdym kroku spotyka ją niepowodzenie, a każdy kogo pozna chce ją skrzywdzić?
Co za zło kryje się na tym świecie? I czy kiedyś nadejdą lepsze dni ?
--------------
Mamy epilog, wcześniej niż miał być ale doszłam do wniosku, że dodam go już dnia dzisiejszego. W piątek lub sobotę możecie spodziewać się pierwszego rozdziału ;)
Pozdrawiam.
niedziela, 2 czerwca 2013
Bohaterowie
Marco Reus 24 letni piłkarz Borussii
Dortmund. Niedawno rozstał się z dziewczyną, a jego przyjaciel
wyjechał. Zawsze chętnie pomaga innym. Szuka prawdziwej jedynej miłości,
której będzie mógł oddać się w całości ze wzajemnością.
Mario Goetze 21 letni od niedawna
piłkarz Bayernu Monachium. Przyjaźni się z Marco, mieszkają daleko od
siebie jednak ich przyjaźń jest wystarczająco silna by to przetrwać.
Megan Becker 15 letnia denerwująca siostra Victorii. Szaleńczo zakochana w Marco Reusie, jedynym problemem stojącym im na przeszkodzie jest fakt, że mężczyzna nie ma pojęcia o jej istnieniu, a gdy już się spotkają, dziewczyna nie daje mu spokoju.
Nicole Becker 6 letnia siostra Victorii i Megan. Słodkie, spokojne dziecko. Wychowywana głównie przez siostry, ponieważ matka ciężko pracuje całymi dniami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)